05 listopada 2014

Grać jak pan autor przykazał

Temat powracający w cyberprzestrzeni, i chyba tylko w niej, niczym bumerang. Chodzi oczywiście o tzw. grę “by the book”, czyli dokładnie według podręcznika. Są przeciwnicy i zwolennicy takiego stylu grania. Nie będę oceniał, co jest lepsze. Skupie się tylko na tym co mnie intryguje.

Systemy RPG to głównie reguły, temu nie da się zaprzeczyć, jednak wielu doszukuje się w nich czegoś więcej, być może dzieł sztuki. Dla innych jest to po prostu odskocznia od codzienności i dobrze, gdy zachowuje swój odrealniony charakter, także pod względem zasad zabawy. Jako, że większość gier fabularnych to dosyć skomplikowane instrukcje pojawiła się teoria, że ich projekt jest z gruntu przemyślany i jakiekolwiek odstępstwa mogą zepsuć komuś zabawę.

Szczerze to nie słyszałem większej bzdury. Nie, to nie ja ją wymyśliłem. Oczywiście granie wg reguł jakie zaproponował autor nie jest niczym złym, a wręcz wskazanym. Przynajmniej na początku. Jednak im dłużej gramy na podstawie tych samych zasad, i to niezależnie czy znamy inne systemy, czy też nie, tym bardziej zaczynają one nas uwierać. Jeżeli nie znamy zbyt wielu systemów lub nie mamy ochoty na przesiadkę kombinujemy jak wzbogacić nasz ulubiony system. W naszym kraju już prawie legendarne stały się opowieści o niezliczonych modyfikacjach WFRP, a nieco wcześniej KC. Do tego stopnia, że powstała opinia (zazwyczaj tych samych ludzi od grania wg podręcznika), jakoby dana gra nigdy nie była grana w swej pierwotnej postaci. To oczywiście taka sama bzdura. By była to prawda systemy zmodyfikowane musiałyby zatracić całkowicie swój pierwotny charakter i w efekcie stać się samodzielnymi, nowymi tworami. Paradoksalnie tak powstają nowe systemy, ale właśnie dlatego nie są to już modyfikacje zasad.

Innym aspektem sprawy jest rzekoma poprawność zasad i nieomylność autorów. W podręcznikach spotykamy się z dwoma podejściami. Jedno – zasadnicze – nie mówi wprost o możliwości dostosowywania systemu pod siebie, ale też nie mówi o bezwzględnym trzymaniu się zasad. Drugie – otwarte – zakłada, że nie wszystkim reguły mogą pasować i nieraz nawet dają narzędzia do ich modyfikacji. Żadne z tych podejść nie jest złe, ani dobre i tak jak samo modyfikowanie zasad pod swoją grupę zależy od osobistych preferencji. Trzeba się po prostu pogodzić z tym, że są gry, które nam mniej lub bardziej pasują. Obwinianie autorów, a tym bardziej fanów, o modyfikowanie lub niemodyfikowanie zasad jest po prostu nietaktem. To jak obwiniać wyłącznie rodziców za nasze złe zachowanie.

Niestety, tak w życiu jak i w grze znajdą się ludzie, którzy wiedzą lepiej, i to im dedykuję niniejszy wpis.

6 komentarzy:

  1. "Do tego stopnia, że powstała opinia (zazwyczaj tych samych ludzi od grania wg podręcznika), jakoby dana gra nigdy nie była grana w swej pierwotnej postaci. (...) By była to prawda systemy zmodyfikowane musiałyby zatracić całkowicie swój pierwotny charakter i w efekcie stać się samodzielnymi, nowymi tworami."

    Spójrz co ludzie piszą o swoim graniu w obie pierwsze edycje Warhammera, co w dyskusjach o D&D 3rd przejawiało się. Jesienna Gawęda to jedynie sformalizowany wierzchołek góry lodowej.

    To, co napisałeś, byłoby prawdą, gdyby nie to, że kolejne roczniki erpegowców grajacych w przykładowego Warhammera, zamiast zrobić to co Rocznik Zerowy (siąść do gry By The Book, wypróbować, a po latach customizować lub zagrać w co innego), bez refleksji i na ślepo przejmują przyzwyczajenia "starszych" erpegowo poprzedników, uczą się od nich ich własnych customowych Warhammerów. To idzie przysłowiową pocztą pantoflową. Generalnie erpegowcy kompletnie nie zwracają uwagi na źródło oraz kontekst ich własnych zwyczajów erpegowych na sesjach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawiązując do postu pana powyższego - tutaj też ważna jest legenda która narosła wokół uniwersum, cała otoczka tworzona przez fanów. Chcąc nie chcąc siadając do gry podświadomie przyjmujemy konwencje stworzone przez innych.

    Oczywiście uważam to za zjawisko cholernie, ale cholernie pozytywne - poprzez odpowiednie żonglowanie konwencjami można stworzyć małym wysiłkiem bardzo wiele oryginalnych światów które wciągną graczy na dłuuuugieee sesje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie sposób nie zgodzić się z tezą Mansfelda, odnośnie przekazywania w systemie mentor - uczeń pewnych wypaczeń i indywidualnych podejść. Moim zdaniem remedium na to jest budowanie świadomości istnienia takiego problemu, co mogło by zainspirować poznającego dany system Mistrza Gry/Gracza do sięgania do różnych źródeł wiedzy (włącznie z podejściem do gry według zamysłów autora). Czy wobec tego w przyszłości możemy spodziewać się ugruntowania nurtu grania "by the book" na wzór renesansu starej szkoły?

    OdpowiedzUsuń
  4. Laveris
    Jestem z Rocznika Zero. Nie miałem poprzedników, nie mówiąc o mentorach. Customizuję systemy od pierwszej poprowadzonej sesji. Część moich erpegowych rówieśników customizowała równie chętnie i równie prędko. Jak to się zmieści w Twojej "teorii"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Należysz do sarmackich hiperrealistycznych rekonstruktorów - to wszystko wyjaśnia :)

      Usuń
    2. Podoba mi się dowcipność Twojej wymijającej odpowiedzi.

      Usuń