26 października 2017

Czas na misję?

Jesień. Za oknem ponuro i chłodno. Siedzę przy ciepłym grzejniku. Blat biurka spowija nikłe światło lampki. W tle słychać tylko cichy szmer wentylatorów komputera. Mam chandrę. W sumie, czemu tu się dziwić? W końcu taka pora roku. Jednak moje samopoczucie to nie tylko zła pogoda, czy echa resztek choroby. Chcę grać! Grać i prowadzić. Nieważne jak i z kim, byle by tylko znów poczuć emocje na sesji.

Niedawno pojawiła się szansa i to nie byle jaka. Odezwał się do mnie, po długim okresie milczenia, mój pierwszy MG. Ten, z którym zaczynałem swoje przygody w WFRP. Pomyślałem od razu – sesja na żywo, tego mi trzeba. Jednak nie. Bardziej interesowała go moja praca, czyli komputery. Tak bywa, gdy komuś zepsuje się główne źródło rozrywki. Przynajmniej RPG się nie psuje. Czy aby na pewno?

Nie lubię komputerów. Nie lubię ich do tego stopnia, że do tej pory nie udało mi się rozegrać za ich pomocą żadnej sesji. No może nie licząc PBF. Były dyskusje, intymne rozmowy, prezentacje i inne spotkania online, ale nie sesje. Oczywiście bez komputerów nie byłoby mojej kolekcji, nie tworzyłbym kart, a także systemów. Więc jednak komputery się do czegoś przydają.

Komputery i RPG. Komputery w RPG. Cyberpunk! Nigdy nie lubiłem jakoś tego systemu. Za to do gatunku żywię szczerą sympatię. Tak jak do steampunka, ale jakoś oba nie mają szczęścia do RPG. A może raczej powinienem powiedzieć, że to ja nie mam szczęścia do systemów w tych konwencjach. Chociaż nie. Jest jeden wyjątek. System, który zainteresował mnie na dłużej, choć nie na dość długo by przetrwał próbę czasu – Shadowrun. Zaczynałem, jak pewnie większość fanów, od drugiej edycji wydanej w Polsce. Jednak system od chwili ukazania się był już anachroniczny. Do tego stopnia, że nawet starszy od niego CP2020 technologicznie go wyprzedzał (w sensie, że był bliższy naszym czasom). No ale SR2 miał krasnoludy, magię, smoki. Wtedy ten miszmasz był nam (mi i mojej drużynie) jak najbardziej na rękę. Nikt z nas nie lubił czystego SF (takiego bez magii, nawet odrobiny). A może lubił, ale tego nie dostrzegałem? W każdym razie był to system prawie idealny.

Co w Shadowrunie jest takiego specjalnego? Wszystko i nic. Z jednej strony nie ma tam ani jednej oryginalnej myśli, ale kto kupuje systemy dla nowinek? Chyba tylko ja. Shadowrun to erpegowa kopania pomysłów na postacie i przygody. Chciałbyś być jak Neo – zagraj technomantą. Ubóstwiasz gwiezdną sagę i chcesz władać mocą i mieczem – adept lub mistyk będą dla ciebie idealni. Podoba ci się rozwiązywanie tajemniczych zagadek kryminalnych – zostań okultystycznym detektywem. Zawsze marzyła ci się postać supermuntanta – masz trolla. Nie lubisz całego tego magicznego badziewia – wstąp do Poliklubu. Nie, tego akurat nie rób. No chyba, że chcesz by cię podziurawił jakiś runner. Lepiej już zostać zadrutowanym i odpalonym ulicznym samurajem albo jednym z tych świrniętych riggerów, którzy śpią w swych cybernetycznych autach z padem w ręku. Jedyne czego mi tu brakuje to roboty i androidy. Mógłbym być jak C3PO albo BB8. Kuszące, nieprawdaż?

Przedzieram się więc przez piątą edycję by pozostać przy niej na o wiele dłużej, a i być może zagrać. Tak, to dobry plan i tego będę się trzymał. Ze wszystkich systemów jakie posiadam ten zawiera najwięcej elementów, które lubię. Gdyby tak jeszcze ktoś stworzył coś podobnego w klimacie steampunka to byłbym już zupełnie kontent. A tak alternatywą dla mnie jest mój Obuszek100. Jego też mam zamiar ograć. Może nie wielkie kampanie, ale jako przerywnik i odskocznię od ciężkiego dzieła jakim jest z pewnością SR5. Ale to tylko plany, a te lubią się zmieniać. Przynajmniej nie będę głupszy niż jestem.

2 komentarze:

  1. GNP wypada napisać, choć to potwornie wieśniacki tekst. :)

    OdpowiedzUsuń