14 marca 2018

Kim zagramy w Interworld?

Przyszedł czas na bardziej poważne pytania, czyli kim możemy zagrać, i w ogóle po co to wszystko?

Najpierw odpowiem na drugie pytanie. Interworld ma być spełnieniem moich wyobrażeń o systemie cyberpunkowym. Nie przeczę, pewnie moje wizje będą rozmijały się z oczekiwaniami większości osób. Dlatego tworzę ten system wyłącznie dla siebie, choć nie omieszkam się nim pochwalić. Nie należę do skromnych osób. Poza tym chcę zrobić grę uniwersalną, ale nie samą mechanikę w oderwaniu od świata gry. Tego jest już nadto.

Dużo trudniej będzie mi na razie odpowiedzieć na pierwsze i zasadnicze pytanie, czyli kim gramy? Najprościej rzecz ujmując wolnymi strzelcami (freelancerami), ale nie najemnikami, tylko osobami z różnych miejsc, które poznały się i działają razem uzupełniając się swoim doświadczeniem. Bo trzeba wam wiedzieć, że mimo szarości i zwyczajności realnego życia wirtualne światy to zupełnie inna, nomen omen, bajka.

Wirtuale są niczym nowe światy, które ludzie dopiero odkrywają, pełne niebezpieczeństw i niespodzianek. Niby ktoś je zapoczątkował, ale ich rozwój w umysłach podłączonych przebiega praktycznie poza kontrolą. Oczywiście śmierć w wirtualnym świecie nie istnieje. Nie da się zabić awatara, choć można próbować go usunąć albo zablokować mu dostęp. O wiele łatwiej wyeliminować fizyczną osobę i to też powód dla którego lepiej mieć wsparcie. Nieraz jednak wykasowanie danych z profilu awatara może być bardziej bolesne niż fizyczna krzywda. Nic dziwnego, że wolni strzelcy mają pełne ręce roboty.

Jakby tego było mało mamy jeszcze korporacje i rządy. Nie no żartowałem. Mam ambiwalentny stosunek do obu. Z jednej strony wiem, że są potrzebne do gry, a z drugiej nie widzę sensu robić z nich głównych złych lub dobrych. Po postu są i jeżeli tak zechcą prowadzący grę mogą być istotne. Dla przeciętnego śmiertelnika korpo sprzedaje soft i sprzęt, a rząd zapewnia ochronę prawną. Oczywiście walka o klienta/obywatela może być całkiem zacięta, ale nie, że ktoś z kimś prowadzi wojnę. O wiele groźniejsi dla interesów obu grup są wolni strzelcy. W końcu nie tylko gracze mogą działać na własna rękę.

Co jednak wyróżnia bohaterów graczy na tle innych? Zupełnie nic, poza tym, że są kierowani przez prawdziwe osoby, a reszta to tło. Serio. To ma być taka gra, w której wieśniak z widłami może zrujnować wieloletnią karierę pogromcy potworów. Nie, to nie Warhammer, to życie i właśnie dlatego masz ochotę o nim zapomnieć, ale z drugiej strony wiesz, że lepiej pilnować siebie nawzajem. Przy okazji chcę aby można było awansować w realu. Nie będzie to takie łatwe i przyjemne jak w wirtualu, ale zapewni większe wsparcie materialne i psychiczne.

Ale kim konkretnie mogę zagrać? Sekretarką, matematykiem, byłym żołnierzem, policjantem, strażakiem, uczniem. Nie no, trochę sobie żartuję, choć rzeczywiście postać w realu może być praktycznie każdym kogo tu wymieniłem. To jest po prostu element jej życiorysu i doświadczenia. Kto wie, może kiedyś się to przydać. Oczywiście najlepiej sobie stworzyć postać, która lepiej się przyda, gdy będzie trzeba coś zrobić w realu, ale nie wszyscy muszą od razu być komandosami.

Za to w wirtualu tworzysz awatara, czyli swoje wirtualne alter ego, który może być niemal wszystkim. Ograniczone są jedynie prawa konkretnego wirtuala oraz zasobność portfela postaci. Praw wirtuala w zasadzie nie można zmieniać, no chyba, że haksami. Za to na wszystko inne można zarobić w wirtualu. Do gry wystarczy jeden awatar, bo większość wirtuali umożliwia import i eksport danych. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie by mieć różne awatary do różnych celów, choć popularne są także nagrody za lojalność przy pozostaniu przy konkretnym awatarze.

Na początek planuję najwyżej jeden przykładowy wirtual. Może więcej nie będzie potrzeba, bo chcę także dodać zasady tworzenia własnych i to od strony świata gry. Co do zasad to wszystkie będą oparte na jednym rdzeniu, zarówno wirtualne jak i realne. Te realne będą co prawda dawały w kość i wymagały więcej uwagi od graczy, ale te wirtualne będą znacznie uproszczone. To znów kolejny sposób na przeniesienie ciężaru gry na wirtuale.

Dobra, tyle się napisałem, a pewnie większości z was i tak nie przekonałem, że to nie jest gra o najemnikach pokroju Shadowruna. Po pierwsze nie jesteście znikąd, nikt was nie ciśnie, poszukuje, nachodzi, choć oczywiście może. To kwestia tła indywidualnej postaci. Po drugie nie jesteście na marginesie społeczeństwa. Nie walczycie z korporacjami. Choć, jak poprzednio, możecie być. Po trzecie wroga nie ma. Konflikty są cały czas, ale jakby był jeden wróg to byłaby też armia. Nie jesteście armią. Każdy z was ma inne pobudki do działania, jednak wiecie, że tylko razem coś zdziałacie. Walczycie, jeżeli można to tak określić, o status quo, o to by nikt inny nie przyszedł i wam tego nie zabrał. Generalnie jednak pomagacie innym, bo czujecie, że tak trzeba. Nie czujecie tego? No to zawsze możecie sobie pograć tylko po to by wyrzynać hordy nieumarłych w jakimś randomowym wirtualu. Mnie to też pasuje. Naprawdę. Nie każda gra musi od razu czegoś uczyć, wystarczy, że będzie bawić. A czy będzie, to się jeszcze okaże.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz