01 grudnia 2019

Na zewnątrz światów

Niedawno wpadła w moje ręce gra pod tytułem The Outer Worlds, która, w mojej opinii, miała być czymś na kształt falloutowego steam/dieselpunka. Pomyślałem, że to bardzo dobry pomysł, bo od dawna tęsknię za Arcanum i widziałem jego nowe wcielenie właśnie w podobnej grze. Dokładnie jako połączenie Fallouta 4 i Skyrima.

Niestety dostałem grę ładną, ale pustą w środku. Bohaterowie niezależni są sympatyczni i wielowymiarowi, ale jest ich mało, a kwestie dialogowe nudne. Świat jest niby otwarty ale ograniczony do małych skrawków, po których możemy poruszać się prawie swobodnie. Prawie, bo, w odróżnieniu do dwóch wymienionych wcześniej dzieł, czujemy wyraźnie niewidzialne ściany, tam gdzie nie możemy wskoczyć lub czego nie możemy odblokować.

Zresztą nie tylko to powoduje frustrację. Zawodzi też technologia wewnątrz świata. Do dyspozycji dostajemy kilka kategorii broni i pancerzy, przy czym różnice są mocno kosmetyczne. W ramach craftingu możemy jedynie uzupełniać uzbrojenie o jednorazowe modyfikacje, których działania w zasadzie nie odczuwamy. Jest jeszcze system rozbiórki i naprawiania broni, który ogranicza się do dwóch przycisków. Dodatkowo możemy ulepszać posiadaną broń zwiększając jej obrażenia. To powoduje, że większość przeciwników pokonuję samym pistoletem.

Możemy podróżować samotnie lub z maksymalnie dwojgiem towarzyszy. Towarzysze wspierają nas w walce, a w zasadzie zabijają wszystkich zanim zdążymy kogoś dopaść. Oprócz tego mają atuty, którymi mogą nas wspomóc, ale jest to dość nieznaczna pomoc. Często za to wcinają się w nasze rozmowy z BNami i to uważam za fany motyw, ale już sami możemy z towarzyszami porozmawiać tylko w określonych momentach.

Postać budujemy jak chcemy mając do wyboru kilka atrybutów i kilkanaście umiejętności. Te ostatnie mają naprawdę znikomy wpływ na fabułę, ale zapewniają dodatkowe źródło doświadczenia podczas rozmów. Co ileś punktów dostajemy jakiś stały bonus do akcji, typu wystraszenie przeciwników po trafieniu. Nie da się tego jednak wyłączyć, i przykładowo zamiast powoli eliminować przeciwników musimy latać za zgrają oszalałych mobów. Ogólnie wszystko, nawet umiejętności stricte naukowe nastawione są pod walkę.

Co do samej broni to mamy coś takiego jak specjalna broń naukowa, która w teorii jest supernowoczesna i jedyna w swoim rodzaju. W praktyce sprawdza się o wiele gorzej od zwykłej pukawki, a te są do siebie bardzo podobne. Niby mamy różne korporacje, które walczą o klientów, ale sprowadza się to do takich samych sklepików z takimi samymi przedmiotami o innym wyglądzie.

Gry jeszcze nie ukończyłem, ale nie wiem czy to zrobię. Po prostu się znudziłem. Niby jest czuć retrofuturyzm, ale z drugiej strony główny wątek fabularny w ogóle nie ma w sobie nic atrakcyjnego. Nawet nie jestem w stanie określić na jakim etapie gry jestem, bo postępów nie widać. Zdobywam tylko reputacje wśród korporacji i społeczności, i to wszystko.

Przyjmijmy jednak, że to nie erpeg, a gra akcji z jego elementami. Czyli liczy się strzelanie do mobów. Ale i tu mamy ich za mało i są zbyt powtarzalni. Mamy nawet spowolnienie czasu, z którego, podobnie jak w Fallout 4 nie korzystam. Może na wyższych trudnościach to byłoby ułatwieniem, ale szczerze nie wiem czy wtedy chciałby sobie tak psuć grę?

Podsumowując myślałem, że gra zabierze mnie do innych światów i sprzeda mi ciekawą historię okraszoną retrofuturystyczna technologią, a zamiast tego dostałem ubogiego brata Fallouta. Ze Skyrima nie dostałem nic. Do Arcanum to nawet w najmniejszym stopniu się nie zbliżyło. Mam więc wielkie wątpliwości, czy rzeczywiście spadkobierca Arcanum w dzisiejszych czasach byłby ciekawą grą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz