07 lutego 2024

Zawartość mojej torby

Po zawartości moich kieszeni przyszedł czas na pokazanie Wam tego, co noszę codziennie do pracy w swojej torbie i dlaczego. W ten sposób przechodzimy do kolejnej warstwy mojego EDC. O warstwach i w ogóle samym zjawisku napiszę osobny artykuł. Teraz skupię się jedynie na praktyce na moim przykładzie.

Pierwsza rzecz zaczynając od lewego górnego rogu to składany parasol. Mimo, że wydaje się wielki na tle pozostałych przedmiotów, to jest naprawdę miniaturowy po złożeniu. Do tego stopnia, że z powodzeniem nosiłem go w kieszeni kurtki lub nawet spodni. Znalazłem go na Allegro pod symbolem AE107.

Na prawo od parasola jest zagadkowe etui na telefon z czasów gdy 5'' to było coś. Mi służy jako apteczko-kosmetyczka z najpotrzebniejszymi rzeczami. Poświęcę jej prawdopodobnie osobny artykuł, więc nie będę się tu rozpisywał o zawartości. Ważne, że jest kompaktowa i gdy nie biorę ze sobą torby to wkładam ją do kieszeni.

Kolejna rzecz to składana torba na zakupy. To wręcz niezbędny element, który przydaje mi się w różnych sytuacjach. Od robienia zakupów po przenoszenie paczek, śniadania i wielu innych rzeczy. Ją też biorę ze sobą nawet gdy nie biorę torby. Tę kupiłem prawdopodobnie w Rossmanie.

Ten brązowy kwadrat to chustka bawełniana do nosa, chociaż nie używam jej do tego celu. Nosze ja bardziej z przyzwyczajenia niż konkretnej potrzeby, ale przydała się gdy chciałem owinąć coś delikatnego. To też pamiątka po bliskiej osobie.

Fioletowa słomka do napojów kryje w sobie parę patyczków bambusowych. Jest to mój zestaw sztućców. Słomka jest oczywiście do picia, a pałeczki świetnie sprawdzają się jako zastępstwo dla widelca. Oczywiście wymagają wprawy, ale gdy się nauczyłem jeść nimi to nawet treściwe zupy mi nie straszne.

Znajomy neonowo kształt to prezentowany już przewód do ładowania. Zastąpił poprzedni, wcześniej omawiany. Przytroczona do niego jest ładowarka do smartwatcha, który noszę zamiennie z innymi zegarkami. Niestety oryginalna ładowarka nie jest zbyt przyjazna przenoszeniu. Obie te rzeczy kupiłem na Amazonie.

Srebrne pudełko zawiera leki, które biorę i ma wygodną podziałkę na trzy. Wcześniej musiałem borykać się z całym listkiem. Nie jest to element apteczki ze względu na częsty dostęp. Poza tym apteczka jest sytuacyjna, a leki są codziennością.

Poniżej moich leków znajduje się opaska odblaskowa. Zawsze noszę ze sobą jakieś odblaski. Część jest elementem mojego ubioru, a to noszę na sytuacje, w których musiałbym założyć coś na rękę. Jako pieszy być dobrze widoczny na drodze po zmroku.

Noszę ze sobą też maseczkę medyczną, na wszelki wypadek. Nie uchroni mnie przed wirusami, ale zakładam ją, gdy nie chcę zarażać innych oraz gdy przechadzam się na "nieświeżym" powietrzu. Nie jest to maseczka przeciwsmogowa, ale choć trochę filtruje to czym ludzie palą.

Ten niewielki powerbank nabyłem niedawno w sklepie Action. Nominalnie ma 5000 mAh, ale rzeczywista pojemność to trochę ponad 2100 mAh przy napięciu 5 V i natężeniu 2 A. Niby niewiele, ale to awaryjne źródło zasilania, które ma mi pozwolić tylko na doładowanie noszonych urządzeń. Najważniejsze, że jest niewielki i lekki. Wcześniej nosiłem samoróbkę z laptopowej baterii, która miała jeszcze gorsze parametry.

Jak już mówimy o zasilaniu to niezbędna jest ładowarka. Ta tutaj jest od firmy Mcdodo. Jest mała i lekka, ale najważniejsze, że obsługuje superszybkie ładowanie mojego telefonu i ma dwa porty USB, jeden typu A drugi C. Dzięki temu zasilane mogą być wszystkie urządzenia, które noszę przy sobie.

Tuż pod ładowarką znajduje się moje odkrycie, czyli kieszonkowy mikroskop marki Carson. Nie jest to oczywiście pełnoprawny mikroskop, bo oferuje tylko powiększenie 20x, ale posiada podświetlenie LED, które działa także jako latarka oraz diodę UV. Mi służy to przyglądania się detalom drobnych elementów elektronicznych. Do znajdowania drzazg też się przydaje.

Dalej mam zwykły balsam do ust firmy Nivea, którego nie używam zgodnie z przeznaczeniem. Jednak jako smar lub krem jest całkiem niezły. Ważne, żeby nie miał żadnych dziwnych składników i aromatów.

No i przechodzimy do najbardziej kontrowersyjnego elementu mojego ekwipunku, czyli środków samoobrony. Niestety coraz częściej to konieczność niż wybór. I choć z ludźmi sobie jeszcze jakoś radzę to bezpańskie psy już nie raz dały mi do wiwatu. Na szczęście ta sztuka jest jeszcze nieużywana. Do kompletu noszę chusteczkę neutralizującą w wyżej pokazanej apteczce.

Na koniec została paczka chusteczek antybakteryjnych. Zastanawiałem się nad noszeniem płynu, ale uznałem, że chusteczki są bardziej przydatne. Żałuję, że wiele miejsc publicznych zrezygnowało z dozowników z płynem dezynfekującym, bo o ile na wirusa to nie działało, to podniosło ogólną higienę społeczeństwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz