Wchodzicie do wieżowca, w którym umówiliście się na spotkanie z Panem Kowalskym. Na samoobsługowej recepcji mieszczącej się w obszernym lobby budynku ustaliliście, że czeka na was w swoim gabinecie na 32 piętrze, tuż za biurem Müllers Holding. Pakujecie się we trójkę do pustej windy i zmierzacie na małe rendez-vous ze swoim przyszłym mocodawcą.
Tak mógłby wyglądać typowy początek przygody w Shadowrunie lub innym Cyberpunku. Co go wyróżnia na tle innych to, to że w momencie przedstawiania miejsca akcji w fikcji wykładam karty wspomnianych lokacji na stół i stawiam na nich pionki graczy. Wszystko to w kompaktowej formie mieszczącej się w kieszeni spodni.
Prezentuję Wam najnowszą odsłonę talię lokacji, czyli narzędzia, które z powodzeniem zastąpiło mi plansze. Używam jej do unaocznienia miejsc, w których toczy się rozgrywka. Każda karta to inna miejscówka ze świata gry oraz konkretne narzędzie improwizacji. Przede wszystkim ilustracje (wykorzystywane tylko do celów prywatnych) mają dodać nieco klimatu do gry. Poza tym, zamiast polegać wyłącznie na pamięci grających lub rozgrywać wszystko taktycznie na siatce mogę ułożyć karty tak, jak mi pasuje lub wymaga tego sytuacja.
Do powyższej sceny ułożyłem najważniejsze lokacje wieżowca. Gracze zaczynają od lobby, potem windą dostają się do biura i dalej gabinetu. To nie ma dokładnie zobrazować przestrzeni wokół nich, ale nadać tła scenom z ich udziałem. Reszta jest po prostu nieistotna, a jeżeli ze spotkania wynikną kłopoty zawsze można wrócić po własnych śladach lub poszukać alternatywnej ścieżki dokładając nowe karty. W zasadzie to spora część przygody może zostać rozegrana na tych czterech kartach. Co tracę w ten sposób? Zabawę w liczenie odległości oraz rundy spędzone na szukanie osłon. W windzie nie ma osłon i wszyscy są na wyciągnięcie ręki. W biurze można ukryć się za biurkiem, ale nie ma szans na solidną osłonę przed kulami. Za to w lobby można ganiać się wokół kolumn i zrobić sławną scenę z Matrixa. Możliwości są nieskończone.
Po kartach lokacji, niczym po polach nieistniejącej planszy, poruszają się postacie graczy, za pomocą pionków. To proste kartonowe plaskacze przedstawiające archetypy z pierwszej i drugiej edycji Shadowruna. Wystarczyło je wydrukować na zwykłym papierze i przykleić do kartoników o wymiarach 25 x 50 mm. Ja dodatkowo zaokrągliłem górne rogi, ze względów estetycznych i praktycznych. Każda postać ma stronę kolorową i tzw. cień, dzięki czemu zawsze wiadomo gdzie jest przód, a gdzie tył oraz można nieco ukryć przed graczami. Karty lokacji w formacie standardowym dla karcianek, czyli 63 x 88 mm, są wydrukowane na papierze foto i umieszczone w koszulkach z jednolitym awersem. Powinno ich wejść 9 na arkusz A4.Wydrukowałem 4 takie arkusze, czyli mam 36 różnych lokacji. Pionków wraz z cieniami zmieściło się na jednej kartce 22 sztuki. Podstawki mam jeszcze ze starej planszówki Magiczny Miecz. Trudno określić ile to wszystko mnie kosztowało, bo jedyne co musiałem dokupić to koszulki na karty. Zapłaciłem za 100 sztuk niecałe 30 zł, ale jeszcze sporo zostało. Jedyne co tak naprawdę zainwestowałem to czas, ale było warto, bo trudno jest znaleźć na tynku gotowe rozwiązania, które by mi pasowały. Polecam każdemu chociaż spróbować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz