15 kwietnia 2011

Spotkamy się we śnie

UWAGA! Poniższy tekst jest całkowicie fikcyjny a wszelka zbieżność osób i zdarzeń czysto przypadkowa.

U nas na oddziale była taka jedna dziewczyna. Nazywaliśmy ją “łyżeczka”, bo ponoć trafiła tu za wydłubanie łyżką oka chłopakowi, który jej dokuczał. Jak na ten popieprzony świat, w którym niby żyjemy była całkiem normalna. Jednak i ona w końcu odeszła. Musiała.

***

Dzisiaj znów mamy się spotkać. Przyjdzie do mnie w nocy, tuż po zamknięciu oczu. Obiecał. Tylko w ten sposób możemy się zobaczyć. Za dnia możemy widywać się tylko z rodziną a on do niej nie należy. Przynajmniej na razie…

Czekałam całą noc. Z wrażenia nie mogłam zasnąć. Nie przyszedł. Może nie mógł. A może to moja wina. Powinnam spać a nie mogłam. W końcu powiedział, że: “spotkamy się we śnie”. Tak, to na pewno moja wina. Dzisiaj też będę na niego czekała.

***

Jedni odchodzą, drudzy przychodzą. Widziałam tu tyle twarzy, że nie wiem nawet, która jest moja. Pewnie ktoś ukradł mi twarz i teraz bawi się na mój koszt. Czemu nie mogę zasnąć? Tak na zawsze, by uciec z tego chorego świata? Łykam te tabletki, ale one nie działają. Zasypiam, ale nic mi się nie śni. Zupełnie jakby Tam nic nie było.

Fragmenty skonfiskowanego podczas przeszukania pamiętnika Karoliny.

 

Ciemność i cisza. Pustka. Nic. Narastający szum. Rozmyte światła tańczące światła na skraju horyzontu. Wszechogarniający cień i chłód. Wyblakłe barwy i ten szum, szloch, zawodzenie, wycie. Potworne wycie. Nie wytrzymam. Zaraz moje uszy eksplodują. To boli. Chwytam się za głowę, chcąc się ochronić przed niewidocznym zagrożeniem. Hałas oddala się wraz z oszalałymi barwami mknąc w kierunku horyzontu. Na spotkanie roztańczonych świateł. Zimno mi. Czuję jak moje bose stopy dotykają czegoś wilgotnego, twardego i przeraźliwie zimnego. Moje dłonie też dotykają czegoś wilgotnego, ale przyjemnie ciepłego i miękkiego. Nagle zdaje sobie sprawę, że cały czas trzymam się za głowę. Odruchowo odrywam ręce próbując dojrzeć, co mam na rękach. Nic nie widzę. Ostrożnie stawiam kroki. Wciąż czuję się jakbym stąpał po lodzie. Każdy kolejny krok sprawia coraz większy ból. Idę w stronę świateł. Nic innego nie ma. Wreszcie stopy przestały boleć. W ogóle ich nie czuję.

***

“KAROLINA!” O Boże! Co ja zrobiłem!? “Karolina! Odezwij się! Powiedz im, że nic ci nie jest!” Czemu ona się nie porusza? Czemu ci wszyscy ludzie tylko stoją i się patrzą? Czemu jej nie ratują. Po to w końcu są. Zrezygnowali? Przecież ona wciąż żyje. Nie może umrzeć. Nie tak i nie teraz. To potworne. “KAROLINA!!!”

“Odsuńcie się wszyscy! ODSUŃCIE SIĘ!!!” Nawet nie wiem kiedy broń policjanta próbującego mnie powstrzymać znalazła się w mojej dłoni. Nie słyszałem strzału, zauważyłem tylko lekki obłoczek dymu unoszący się z lufy. “Nie żartuję. Wszyscy mają się stąd odsunąć!” Wreszcie przedarłem się przez grupkę ratowników w czerwonych kurtkach pochylonych na nią. Jestem przy niej. Dotykam jej głowy. Czemu jest taka zimna?Obejmuje ją próbując ogrzać. Jej delikatne dłonie wyślizgują się z moich objęć uderzając bezwładnie o bruk. Cała jest lepka i wilgotna, skąpana w szkarłacie. “Nie, to nie może się tak skończyć. Uratuję cię. Słyszysz?! Uratuję i odejdę. To wszystko przeze mnie. To moja wina. Odejdę byś żyła. Tylko się obudź.”

***

Ciemność i cisza. Znowu. Otacza mnie pustka. Jestem sam. Rozpływam się w nicość, ale ona żyje. Żegnaj. Na zawsze twój – Kuba.

1 komentarz: