28 września 2012

Rzut okiem na formę Żelaznych Królestw

Przed kilkoma dniami nabyłem upragniony podręcznik do Iron Kingdoms. Wreszcie na samodzielnej mechanice. Wreszcie w jednym podręczniku, w pełnym kolorze. Wreszcie… A jednak mam pewien niedosyt, ale o tym za chwilę. Na razie cieszmy się, że podręcznik po roku od zapowiedzi wreszcie wyszedł. Co prawda, z tego co zrozumiałem, miały być nawet trzy, ale na szczęście jest tylko jeden.

Okładka jest przepiękna. Lakierowana, fajna i bogata w treść ilustracja dobrze komponuje się ze steampunkowym obramowaniem. Twarda i szyta oprawa sprawia wrażenie wręcz pancerne. Nowe logo trochę zaskakuje (przynajmniej tych, którzy znają stare), ale jest na tyle oryginalne i stylowe, że w niczym nie ustępuje swojemu poprzednikowi. Generalnie steampunkowosc bez wiktoriańskiego stylu wprost wylewa się z tego podręcznika. Wewnątrz każda strona, a jest ich około 360 (nie ponad 400 jak umieszczono w opisie na stronie wydawcy), opatrzona jest piękną, mechaniczną ramką. Samo tło stron jest subtelne i nie przeszkadza w czytaniu.

Ilustracje to chyba najmocniejsza strona podręcznika. Co prawda praktycznie wszystkie pojawiły się we wcześniejszej edycji lub w którymś podręczniku do bitewniaka. Nie ujmuje to im jednak uroku. W większości nawiązują do tekstu a to juz jest sztuka przy gotowych ilustracjach. Ramki z tekstem tez są ładnie wykonane i czytelne. Sam skład jest poprawny i nic ponadto. Nie zachwyca fajerwerkami, przypomina wręcz ten znany z D&D 4. Zresztą w samym podręczniku zauważyć można wiele nawiązań do D&D tak pod względem formy jak i treści. Niestety dla mnie to minus, ale nie oznacza to bynajmniej że podręcznik jest zły. Po prostu liczyłem na coś więcej, a przynajmniej na coś innego. Najlepiej podobieństwo między tymi systemami widać w tabelkach i ikonach.

Każdy rozdział otwiera świetnie dobrana ilustracja na cała stronę, przez co tym chętniej zagłębiamy się w jego treść. Jednak o samej treści pogadamy przy innej okazji. Na koniec zostały nam karty i wzorniki. Tak – wzorniki. Iron Kingdoms: Core Rules nie wypiera się swojego bitewniakowego dziedzictwa i idzie nawet dalej przedstawiając pewne elementy gry tak by dało się je połączyć praktycznie bez bólu z którąś z gier bitewnych – Warmachine lub Hordes. Karty są po prostu zbiorem niezbędnych informacji usystematyzowanych w dość tabelkowy sposób. Nie jest to złe podejżcie, ale dziwi, że grafikom zabrakło inwencji na ten element podręcznika i same karty wyglądają bardziej jak formularze niż wizytówki postaci i steamjacków (coś w rodzaju mechów lub golemów). Na pewno dałoby się to zrobić lepiej, a tak mamy kolejny element bardzo przypominający D&D.

To by było na tyle. Jak uporam się z lektura napisze oczywiście o wnętrznościach. A, zapomniałbym o największej wadzie podręcznika – braku satynowych zakładek. Żartuję, o wiele poważniejszą wadą jest cena, która sięga prawie 200 PLN. Jednak jakbym miał porównywać z sami-wiecie-czym, to nie żałuje ani złotówki.

2 komentarze:

  1. Burguj - dobrze miec kolego burguja którego staćna takie podręczniki przynajmniej ma sie jakąś skale porównawczą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam jesteś burżuj. Mam to wydaję. Jakbym nie miał to bym nie wydawał. A ponieważ nie mam jeszcze rodziny na utrzymaniu to mam trochę na takie drobne, acz drogie przyjemności. Nie ukrywam, że podręcznik jest koszmarnie drogi, ale po wizycie w księgarni ze zwykłymi książkami od razu poczułem się lepiej.

      Usuń