13 września 2012

Rzut okiem na Barbarzyńców z Lemurii

Miękka okładka, 111 stron w czerni i bieli, format trochę większy od B5 i cena prawie $25. Chory jestem, wiem. Ale tym razem się opłacało. "Barbarians of Lemuria (Legendary Edition)" to porządna dawka sword & sorcery. Wreszcie. Po kiepskich adaptacjach Conana, brawurowych eksperymentach Gramela wreszcie coś, co przemawia do mnie językiem Howarda.

Pod względem wykonania podręcznik wygląda jakby był wart 25 PLN a nie dolarów. W sumie to zeszyt a nie książka, do tego ze źle wyskalowanymi acz dobrymi ilustracjami. Skład znów to wielka porażka. Wygląda jakby robił to polski wydawca a nie Cubicle 7 znany z kilku bardziej przyjemnych estetycznie produkcji. No ale nie ma co oceniać książki po okładce. Choć akurat z nią wiąże się ciekawa historia. Wyobraźcie sobie, że wersja dostępna w Internecie delikatnie różni się od tej, którą mam przed sobą. Czym? Cycem. ;)

Mechanicznie podręcznik zachwyca. Tak, zachwyca. Mechanika jest prosta i nie ulega wielkim komplikacjom podczas walki. Owszem wykonujemy podczas niej deko więcej rzutów, ale i z tym można sobie poradzić. Najbardziej zaskoczyła mnie kreacja bardzo różnorodnych postaci, które jednocześnie świetnie wpisują się w konwencję. Otóż prócz podstawowych statystyk mamy kariery. Na początku wybieramy 4 z nich i rozdajemy 4 poziomy (swoja droga w mechanice jest więcej czwórek, za co przyznaję plusa). Przypomina to klisze z RISUSa i w sumie jest identyczne. Ważne jednak, że z karier korzystamy poza walką, nawet jeżeli wybierzemy karierę typowo walczącą. Są pewne odstępstwa, ale generalnie wygląda to bardzo fajnie, szczególnie, że każda z profesji jest dość dokładnie opisana i przede wszystkim zilustrowana.

Same testy to rzut 2k6 plus modyfikatory z cech, karier i okoliczności. Jeżeli uzyskamy 9 lub więcej test udał się. Przypomina mi to trochę podejście Wickowskie. Jest fajna opcja koszenia mniej znaczących postaci tła, bez wdawanie się w szczegóły. Testy uzupełniają wady i zalety, które wpływają na same rzuty kośćmi, co uważam, za duży progres względem niekończących się list byle jakich cech. Powiązano je ściśle z pochodzeniem bohatera, co jeszcze bardziej pogłębia jego relacje ze światem gry.

Świat to raczej standardowe dzikie krainy pełne sprzeczności. Obok centrów cywilizacji i handlu mamy barbarzyńskie plemiona. Z rzadziej spotykanych motywów są latające statki niczym z Earthdawna. Jest oczywiście i magia, i to w trzech odmianach. Standardowa, którą parają się czarnoksiężnicy jest bardzo mroczna i niebezpieczna. Jednak na głowę bije ją magia kapłanów i druidów, których obrzędy i modły do plugawych bóstw mogą przyprawić niejednego barbarzyńcę o palpitacje serca ze strachu. Ostatnią grupą czarusiów są alchemicy. Tak, moi kochani alchemicy, którzy prócz warzenia eliksirów mogą, uwaga – tworzyć urządzenia a nawet kreować nowe formy życia. Oczywiście jest to czaso- i zasobochłonne a niekiedy nie mniej mroczne od praktyk innych magów.

Tak, to wszystko zmieściło się na nieco ponad 100 stronach. Gra jest naprawdę ciekawa i prosta. Nie chcę pisać, że oldschoolowa, bo ma wiele elementów nowych gier, na które nie stać polskich autorów. Moim skromnym zdaniem BoL mogło by wygrać nawet rywalizację z Beasts & Barbarians.

Nie napisałem nic o karcie postaci. W sumie można by ją pominąć milczeniem. Po prostu jest, ale do tak prostej gry nie dałoby się wyczarować niczego więcej. Niezadowolonym z karty polecam skrawek pergaminu zapisany atramentem z cielęcej krwi dla pogłębienia klimatu. :P

12 komentarzy:

  1. Dlaczego nie ma tego po polskiemu :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Polacy to cieniasy i boją się ryzykować. A potem jest biadolenie, że nikt nie kupuje kolejnej edycji D&D, WFRP czy WoDu.

      Usuń
  2. Ja mam nadzieję poprowadzić to w przyszłym tygodniu (mam tę wersję za free z internetu - wydrukowaną i zbindowaną). Znaczy nie do końca to, bo na co komu Lemuria, skoro jest Hyboria :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hyboria, Lemuria - jeden diabeł. ;) Wiadomo, nie można używać licencjonowanych nazw, ale można opisać wszystko niemal identycznie.

      Mi szczególnie spodobał się opis trzech grywalnych, opcjonalnych ras. Sam bym nie zagrał żadną, ale cieszy mnie, że nie powielono kanonu. Choć cały czas czekam na rzeczowe ujęcie karłów i olbrzymów jako grywalnych ras przez pryzmat konwencji sword & sorcery. Chyba sam będę musiał się z tym zmierzyć.

      Usuń
  3. Ponoć ta za free to jakieś ochłapy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na emeryturze wszyscy będziemy grzebać po śmietnikach, więc się przyzwyczajaj.

      Usuń
    2. Nie tyle ochłapy co starsza wersja. Nie ma dobrze rozpisanych karier i bardzo mało informacji o magii a szczególnie o alchemii, która mi się najbardziej podoba. Dokładnych różnic nie podam, bo unikam form elektronicznych jak ognia.

      Usuń
  4. A jak sobie radzą z nie spowalnianiem tempa walki? Jak wygląda problem kolejności działania?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może byś tak coś z raz kupił, lub chociaż ściągnął za darmo. Wystarczy poszukać. To ma być rzut okiem a nie moja interpretacja zasad. To uwaga do wszystkich.

      Usuń
  5. Dzięki za ten wpis. Rzuciłem okiem na wersję darmową, a potem kupiłem Legendary Edition :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawa recenzja, szczególnie przez wzgląd, że BoL (IMHO) jakąś rewelacją nie jest - właściwie jedyne atuty tego rpga to prostota, szybkość i niewielka ilość tekstu (ot takie bardziej współczesne "Oko Yrrhedesa").
    Sama gra wymaga niestety grupy która "czuje klimat" a której nie przeszkadza bardzo luźna mechanika, albowiem można się rozłożyć na kilku problemach (chociażby fatalna mechanicznie magia, kiepskie zróźnicowanie postaci czy bardzo prosta walka).
    Co zabawne, jest w Barbarzyńcach jedna zabójcza zasada dotycząca doświadczenia postaci, która doskonale oddaje klimat Sword & Sorcery, świetnie się sprawdza w praktyce i defintywnie wynosi ten podręcznik ponad przeciętność, ale widać ciężko ją zauważyć, skoro w w Twojej jak i Encowej recenzji nie ma o niej ani słowa ;-)

    Ach, jak to miło ponarzekać i pokrytykować po dłuższej przerwie... ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Rzut oka zrobiłem po jednodniowej lekturze a ten fragment po prostu przeoczyłem. Jest genialny w swej prostocie i rzeczywiście doskonale oddaje ducha sword & sorcery.

      By dłużej nie trzymać innych w niepewności powiem w czym rzecz. Mianowicie, w odróżnieniu od innych gier (w sumie nie pamiętam z żadnej podobnego rozwiązania, no może poza Charakternikiem poniekąd ;) ), PDki, tu zwane Punktami Rozwoju (PR) otrzymuje się za zdobyte skarby. Brzmi to strasznie, ale już wyjaśniam. Autor gry nakłania by zgodnie z duchem konwencji postacie otrzymywały na zakończenie przygody całe fury złota, jako nagrodę za ciężką przeprawę. Np. zabili potwora, w którego leżu znajdowała się góra kosztowności, lub odnaleźli skarb piratów. Jednakże zamiast je zatrzymać roztrwonili je między przygodami na wszelakie wygody, dobra i przywileje. I tu zaczyna się najciekawsza część. Liczba PR zależy od tego jak gracz roztrwoni skarby. Jeżeli zrobi to bez pomysłu lub postanowi zachować większość na potem otrzymuje mniej punktów. Jeżeli zaś opisze życie godne króla, choćby trwające kilka miesięcy, uzyska więcej punktów. Proste i stylowe rozwiązanie. Nie pasuje to do innych konwencji, ale właśnie za to kochamy S&S.

      Usuń