Od samego początku gry w WFRP polubiłem krasnoludy, choć grałem zarówno ludźmi jak i elfami. Miłość do brodaczy wzięła się po lekturze Hobbita. W Warhammerze wybór krasnoluda był też kwestia przeżycia. Miałem strasznego pecha w testach i tylko wysoka wytrzymałość i żywotność mogła mnie ocalić. Niestety moje postacie krasnoludów nie miały szczęścia. Jeden mając 70 WW poległ w bójce barowej, inny wylądował na doczepkę w Zamku Drachenfelsa, gdzie zginał w wąskim korytarzu rozerwany przez bombę oszalałego kolegi. Inny zginał dzielnie szarżując na tyły armii Liczmistrza. Choć i tak to było nic w porównaniu do mojego elfa, który skończył marnie pod naporem patyków rzucanych w niego przez kamratów. Mimo wszystko polubiłem niezmiernie krasnoludy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz