14 marca 2022

Jak nie powinno robić się kina SF

 W weekend miałem czas nadrobić trochę świeżych filmów z gatunku SF. Obejrzałem Diunę, Matrixa 4 i Projekt Adam. Tylko jeden z tych filmów dało się oglądać z przyjemnością, choć żaden nie był wart mojego czasu. Ale po kolei.

Zacznę od Diuny, bo ją obejrzałem pierwszą. Wizualnie całkiem niezłe, szczególnie jeżeli chodzi o widoki, ale dobrze widać na przykładzie tej ekranizacji jak pewne działa się zestarzały. Diuna nigdy nie miała szczęścia do kamery, choć najbardziej zapadła mi w pamięć wersja w reżyserii Davida Lyncha. Była bardziej bajkowa i naiwna, ale to tego typu SF, z wielkim wpływem wiktoriańskiego pojmowania średniowiecza. Najnowszy film widać starał się doścignąć obraz z 1984 i nie udało się. Przede wszystkim dlatego, że to wszystko już było wcześniej. Poza tym nowszą adaptację obcięto z wielu elementów, które pojawiły się we wcześniejszym filmie, przy jednoczesnym rozwleczeniu fabuły na co najmniej dwa filmy. Przyznam szczerze, że nie czytałem literackiego pierwowzoru pióra Franka Herberta, dlatego oceniam te ekranizacje jako odrębne byty i to co w latach 80. zagrało teraz wygląda ubogo, szczególnie przy tak dużym rozwoju techniki filmowej. Szkoda, bo Diuna stała się inspiracją dla wielu moich ulubionych dzieł w tym Gwiezdnych Wojen i gry fabularnej Gasnące Słońca.

Matrix 4, trochę podobnie do powyższego filmu, postanowił zebrać trochę splendoru i przede wszystkim kasy od widzów darzących sentymentem wcześniejsze ekranizacje. Jednak to co odróżnia Matrixa to, to że czwarta część chciała okraść samą siebie, bo to teoretycznie kolejna część tego samego dzieła z tymi samymi aktorami i reżyserią. Przynajmniej poniekąd. No i się nie udało. Przyczyn jest wiele, ale wymienię główne z mojego punktu widzenia. Przede wszystkim chyba nikt nie czekał na nową część zamkniętej historii. Prędzej spodziewaliśmy się nowej historii, opowiedzianej przez nowych bohaterów w oparciu o to co się wydarzyło. Efekty specjalne i scenografia to ofiary chyba największych oszczędności w całym filmie, albo ktoś strasznie źle wydał budżet. Żeby film sprzed ponad dwóch dekad miał lepsze efekty to już zakrawa o komedię. Świat przedstawiony jest czymś pomiędzy wizją stereotypowego nerda (ta cała nowomowa), a próbą ożywienia trupa (dosłownie niestety). Fabuła nie istnieje. Film zbudowano na kilku koncepcjach wynikających z poprzednich części bez zagłębienia się w temat. Postacie tym razem nie mają nic sobą do przekazania. Główny zły jest postacią komiczną i raczej nieszkodliwą. Jest mnóstwo wpadek z elementami, które początkowo skupiają naszą uwagę, by potem nie mieć znaczenia. Dodano kilka nowych, zupełnie nie istotnych elementów, które można by lepiej zagospodarować. Totalnie nie rozumiem tego filmu. Swoją drogą, czemu nikt jeszcze nie stworzył oficjalnego erpega na podstawie Matrixa?

Na koniec zostawiłem film Projekt Adam produkcji Netfixa ze znanymi aktorami, który nie miał prawa się udać, jak wiele produkcji tego streamingowego giganta, ale cóż. Oglądało mi się go najlepiej z tej trójki. Nie wymagał ode mnie rozkminy, ani też nie produkował częstych WTFów, jak poprzednia dwójka. Fabuła jest miałka i pretensjonalna. Film wypchany po brzegi efektami specjalnymi, które były ogólnie lepsze niż w poprzednich filmach. Jak widziałem zapowiedzi to początkowo myślałem, że to kolejny z niezliczonych filmów z uniwersum Marvela i w sumie pasowałby tam jak ulał. No ale niestety to całkowicie niezależne dzieło, które w dodatku poza drogim efekciarstwem i kilkoma słabymi żartami nie ma wiele do zaoferowania. Najsłabszy element to polski dubbing, którego nie dało się wyłączyć bez zmiany wersji językowej. Zdarzały się nawet urwane dialogi. Ewidentnie film skierowany pod młodszą widownię. Temat podróży w czasie potraktowany na odwal się. Oczywiście mamy tu wpadkę logiczną, gdy najpierw tłumaczone jest nam łopatologicznie, że przybysz z przyszłości jeszcze nie wie o zmianach, których dokona w przeszłości, póki nie wróci do swojego czasu. Po czym kilka razy dzieją się rzeczy wywołane skutkami w teraźniejszości, które natychmiast wpływają na podróżnika. Ale, szczerze, nie spodziewałem się po takim filmie, że ktoś ogarnie paradoksy czasowe.

Łącznie zmarnowałem na te trzy filmy około 6 godzin i 40 minut. Sporo. Szczerze nie polecam, chyba, że ktoś naprawdę wie co robi. Inspiracji nie znajdziecie tam żadnych bo wszystkie te dzieła są, najłagodniej mówiąc, wtórne.

4 komentarze:

  1. Diuna wgniotła w fotel, nie pamiętam kiedy takiego kolosa SF oglądałem ostatnio w kinie. Właśnie, w kinie. książka się zestarzała ale film jest wielki.
    Matrix to filozofia. I 4 część to kontynuacja opowieści tej ścieżki. Co się z nią stało przez 20 lat. Sceny walk, efekty specjalne, wszystko to przeszkadzało w oglądaniu filmu. Bo słowo tam było najważniejsze.

    Chyba że jakieś inne filmy oglądaliśmy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ma prawo do własnej oceny. To jest moja. Możliwe, że nowa Diuna jest lepszą adaptacją książki od starej ekranizacji, ale o to w tym chodzi, że bez znajomości pierwowzoru jest to przeciętny film. Dobry wizualnie, ale słaby fabularnie.

      Co do Matrixa, to zgadzam się, że jest to pewnego rodzaju filozofia. Tylko w części 4 tego nie widać. To co dostaliśmy to kopiuj-wklej z pierwszego Matrixa, z bardzo naciąganym głównym wątkiem. Nie wiem jak ty, ale mnie wątek miłosny w Matrixie w ogóle nie obchodził i bez niego film spokojnie się bronił, a w tej części to JEDYNY wątek.

      Usuń
  2. "Poza tym nowszą adaptację obcięto z wielu elementów, które pojawiły się we wcześniejszym filmie, przy jednoczesnym rozwleczeniu fabuły na co najmniej dwa filmy. Przyznam szczerze, że nie czytałem literackiego pierwowzoru pióra Franka Herberta"

    No widzisz, rzecz w tym, że w filmie Lyncha było wiele rzeczy, których nie było w książce, jak np. groteskowe "zatyczki" Harkonnenów, czy Głos działający jako dźwiękowa broń dystansową, a nie "hipnoza".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego oceniam film, a nie książkę. Chyba to jasne?

      Nowa Diuna zawiera mniej więcej połowę materiału starej ekranizacji, a czas trwania jest podobny. No i jeszcze te niedopowiedzenia. Gdybym nie oglądał wcześniejszych ekranizacji nie wiedziałbym za bardzo kim są bohaterowie i o co w tym wszystkim chodzi.

      Co do hipnozy to w Diunie z 1984 też była.

      Usuń