Stało się. Piekło zamarzło, a świnie zaczęły latać. Nie no, przesadzam. To nie był wielki wyczyn. Po prostu nosiłem się z tym od lat, ale brakło mi odwagi. Oto więc siedzę przed Wami i piszę z Linuxa. Jakie to jest oczyszczające doświadczenie, gdy włączasz komputer, a on po prostu działa. Nic nie chce, niczego się nie domaga. Wreszcie czuję, że korzystam z własnego komputera, a nie on ze mnie.
Przeszedłem na Linuxa głównie z powodu niezadowolenia z Windows 11. System rozpraszał mnie, a brak kontroli nad prywatnością i aktualizacjami stał się nie do przyjęcia. Wybrałem Linux Mint, ponieważ to taki Windows w wersji społecznościowej, czyli z jednej strony klasycznie, a z drugiej masz wolną rękę w dostosowaniu pulpitu, z czego od razu skorzystałem. Instalację przeprowadziłem samodzielnie, używając Ventoy do uruchomienia obrazu ISO i zainstalowałem system na osobnym dysku, co umożliwiło wygodne dual‑boot z Windows, tak na wszelki wypadek.
Zanim jednak przeszedłem na Linuxa najpierw korzystałem z tych samych aplikacji w Windows, aby się przyzwyczaić, co nie było takie trudne. Terminal używam rzadko, ale nie unikam go – przydaje się przy instalacji sterowników i drobnych konfiguracjach. Największe korzyści odczułem w zakresie bezpieczeństwa – brak niechcianej telemetrii i o wiele lepsza kontrola nad aktualizacjami. Jedynie z drukarką miałem jako takie problemy, związane z tym, że trzeba było zainstalować do niej sterownik, ale dokładnie to samo musiałem zrobić pod Windows.
Na co dzień korzystam z LibreWolf i Brave jako przeglądarek, DuckDuckGo jako wyszukiwarki, OnlyOffice do edycji dokumentów, FreeTube do multimediów, a także Steam do gier. Doinstalowałem też antywirus ClamTk, aby skanować ręcznie co jakiś czas pliki pochodzące np. z pendrive'ów. Wszystkie programy pochodzą z wbudowanego menedżera oprogramowania Linux Mint, co zapewnia prostą i bezpieczną instalację. Zero szukania po Internecie instalek z szemranych stron. Przy okazji polecam na Windowsa WinGetUI, który naśladuje podobne rozwiązanie.
To najlepsza decyzja jaką podjąłem od lat. Nic mnie nie kosztowała – nie musiałem zmieniać sprzętu, płacić za licencje. Co więcej teraz mam ochotę iść dalej, spróbować czegoś nowego. Może jakieś oprogramowanie, którego do tej pory nie używałem (GIMP, InkScape, Shotcut, OBS)? Ba, nawet zaprzyjaźniłem się z SI. Zamiast nachalnego Copilota, Gemini i innych korzystam sobie z anonimowego Duck.ai, gdy chcę jakiś inspiracji lub pomocy z konfiguracją. Nie jest idealnie, ale przynajmniej nie mam poczucia, że zaraz dostanę reklamę środka na porost włosów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz