Przez długie lata moim ulubionym BNem był sam Drahenfels. Ten wszechpotężny czarodziej terroryzował całe Imperium ale i tak śmiałkowie co i rusz wyprawiali się do jego złowieszczego domostwa po skarby i szaleństwo. Owszem, Drahenfels wymykał się zbyt prostej mechanice WFRP co automatycznie burzyło jakikolwiek balans czy sens gry, ale co to była za przygoda zobaczyć Drahenfelsa na własne oczy. Długo potem polubiłem innego złoczyńcę, który, jak się okazało był o wiele potężniejszy od Drahenfelsa - Narash. Postać mityczna i tajemnicza. To jemu przypisuje się wynalezienie nekromancji.
Powiem ci, że mocnym heroikiem leciałeś w sesjach :)
OdpowiedzUsuńCzemu? Raz tylko zagraliśmy w Zamek Drahenfelsa i nikt oczywiście nie przeżył. To była raczej sesja półserio, szczególnie, że moja postać z większością innych zginęła w pierwszej godzinie a sesja trwała 8 godzin.
UsuńNo bardziej mi chodzi o "wielkich" w kampaniach :)
OdpowiedzUsuńMy żadnej kampanii nawet nie zagraliśmy. Najwyżej pojedyncze przygody bo nam tak szybko postacie ginęły. Wiec przy takim stylu gry można było trochę poszaleć i nagiąć realia. Teraz wiem, że głównym błędem było niestosowanie zasad trafień krytycznych, które tak na prawdę tworzyły klimat walki. Po prostu ich nie rozumieliśmy. Teraz wydają się banalnie proste. No ale czego spodziewać się po ludziach, którzy rzucali na Siłę Woli w celu uniknięcia kuli ognia. Jak powiedziałem im, że to magiczny pocisk i jako taki nie podlega temu rzutowi a tylko unikowi na Inicjatywie to mnie wyśmiali. Takie to były czasy. Nie liczyły się zasady tylko to jak kto je pamiętał.
UsuńJasne, rozumiem. Za dawnych czasów to i u mnie podobne wygibasy odchodziły. Szczególnie jak przechodziliśmy z 1 ed. na 2 :)
Usuń