Pokazywanie postów oznaczonych etykietą steampunk. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą steampunk. Pokaż wszystkie posty

13 stycznia 2010

Oficerska wiosna

Ponieważ to co ostatnio Wam zafundowałem nie było zbyt lekko strawne postanowiłem trochę dodać trochę cukru dla osłody. Mojemu koledze tak bardzo nie podobała się warstwa fabularna przykładu, że napisał własną jego wersję. Ponieważ jednak, poza ciekawym językiem, nie nadawała się do zobrazowania mechanizmów rozgrywki postanowiłem zrobić z niej tło fabularne. Tak więc mam zaszczyt przedstawić wstawkę fabularną pod tytułem: “Oficerska wiosna” - autorstwa mego zacnego kolegi Nimsarna.

12 stycznia 2010

Poranna musztra


Gdzieś na Pograniczu Mieczy. Młody oficer kroczy dumnie między szeregami, ubłoconych, zmęczonych i poranionych żołnierzy. Został oddelegowany tu prosto z akademii, gdyż ostatnimi czasy braknie doświadczonych dowódców na linii frontu. Miał objąć dowództwo nad plutonem strzelców mieczowych. Kiedy zbliżał się do swojego oddziału zaczęły go ogarniać wątpliwości. To była jego pierwsza misja w warunkach bojowych. Miał przewodzić ludziom, którzy niejedno przeżyli i na pewno nie ugną się przed takim młokosem. Z każdym krokiem tracił pewność siebie. [Młody oficer ma następujące Predyspozycje: 6 Pik - gwałtowność, 7 Kier - poufałość, 7 Trefl - wyrafinowanie, 8 Karo - ciekawość. Przyjmijmy na razie takie dość uniwersalne znaczenie kolorów.]

05 stycznia 2010

Trzy Wielkie Pytania Jared’a

Nastał nowy roczek więc czas ruszyć się z kanapy (której nie mam) i naskrobać coś konkretniejszego, na ząb. Ponieważ jestem fanem twórczości niejakiego Johna Wicka a w szczególności jego ostatniego dzieła – Houses of the Blooded (które gorąco polecam) – postanowiłem napisać coś po “wickańskiemu”. Tym razem rozprawię się z trzema pytaniami jakie postawił Jared Sorensen Johnowi Wickowi podczas tworzenia wspomnianego dzieła. Jest to coś w stylu, okrytego złą sławą P19. Na moje i Wasze szczęście pytana są, jak się pewnie domyśliliście, tylko trzy. Czas odpowiedzieć na każde z nich.

04 stycznia 2010

Anatomia avatarica

Jest trzeci dzień po siódmym nowiu, 873 cyklu. Dzień dzisiejszy przejdzie do historii. Oto mamy okazję dogłębnie zbadać anatomię naszego największego wroga - Awatara. Ciało pochodzi z wprost pola bitwy, która odbyła się przed dwoma dniami na przełęczy. Dzięki szybkiemu transportowi, zapewnionemu dzięki uprzejmości Zakonu przez Braci Podróżników, ciało jest w stanie niemal nienaruszonym. Widoczne są tylko obrażenia wojenne, które prawdopodobnie były przyczyną zgonu obiektu badań. Ja, Magister Alchemica Sanguinis Justus Magnus, mam zaszczyt przeprowadzić ową operację.

26 grudnia 2009

Konwencja i klimat

Nastał czas nudnych wpisów. Dzisiaj będzie o konwencji Tekronicum, czyli jak ja to widzę. Mimo, że nie lubię takich gadek wiem, że dla wielu są one podstawą. Tak więc do dzieła.

Nieraz pisałem, że Tekronicum to specyficzny steampunk. Pewnie większość wie co to jest, a jeżeli nie to odsyłam do choćby Wikipedii czy Retrostacji. Nie byłbym jednak sobą, gdybym wszystkiego nie poplątał. Otóż Tekronicum to tylko częściowo steampunk we współczesnym rozumieniu. Normalnie jest to konwencja kojarzona z epoką wiktoriańską, dżentelmenami i gadżetami. Jednak u źródeł steampunka stoi powieść popularno-naukowa. Idąc tym tropem moja definicja to melanż Clockpunka i Cyberpunka. O ile to ostanie wielu zapewne kojarzy, to "zegaropunka" mało kto zna. Najprościej powiedzieć, że to taka "sprężynowa konwencja". Najpopularniejsza w dziełach wzorując się na Leonardzie daVinci i jemu współczesnych. Nie, powieść Dana Browna nie jest clockpunkiem. Ostrzegałem, że będzie dziwnie.

25 grudnia 2009

Najważniejsza jest postawa

Ostatnio rozpisałem sie o wątkach fabularnych w Tekronicum. Pomijając oczywiście dwa ostatnie, wyrwane z kontekstu, wpisy. Ponieważ wiele osób zaczęło narzekać na brak systemowego mięcha czas się przełamać i opisać co ciekawsze fragmenty.

Na pierwszy ogień idzie Postawa postaci. Niektórzy z Was pewnie zauważyli, że w nagłówku ostatniej karty postaci jest coś takiego: “Dossier Poszukiwacza/Rewolucjonisty”. To właśnie jest postawa naszej przyszłej postaci. Od tego powinniśmy zacząć jej konstrukcję. Czyli tak naprawdę od czego?

24 grudnia 2009

Mapa Tekronicum po raz wtóry

Jakiś czas temu prezentowałem wersję beta mapki poglądowej do Tekronicum. Od tamtej pory parokrotnie ją zmieniłem aż w końcu umieściłem po lewo. Była klimatyczna bo w sepii i podniszczona ale za mało szczegółowa. Ponieważ zacząłem publikować materiały związane ze światem przydałyby sie szczegóły. Dlatego poniżej prezentuje najnowszą, w pełni kolorową wersję mapki.

23 grudnia 2009

Tajemnica pewnego słowa

Przed tygodniem kolega zapytał się mnie – co tak na prawdę znaczy słowo Tekronicum. Ponieważ już kiedyś ułożyłem sobie definicję a nawet cała ideologię, natychmiast mu ją wyłożyłem. Zajęło to dobre pół godziny. Trawienie tego co napisałem pewnie nadal trwa. Specjalnie dla Was zamieszczam uproszczoną wersję definicji.

Tekronicum – to zlepek dwóch greckich słów technē i chronika (łac. chronicum). Pierwsze oznacza sztukę, umiejętność lub technikę. Drugie to kronika, księga roczników, od gr. chronos - czas. Słowo tekronicum definiuję jako: 1. technikę prowadzenia chronologicznego zapisu w tym kalendarz, 2. sztukę panowania nad czasem, 3. maszynerię (współ)tworzącą historię.

Tak jak słowo, tak świat Tekronicum jest wieloznaczny. Każdy tworzy własną jego definicję i, co najważniejsze, każda jest równie dobra. To Wy będziecie współtworzyć świat na żywo. To mój priorytet i obietnica.

22 grudnia 2009

Opowieści Ankharyjskie vol. 5

Tess.

Muszę prosić się o wybaczenie po raz ostatni. Nie wiem ile zostało mi czasu. Tamtej nocy, o której pisałem w poprzednim liście wydarzyło się coś jeszcze. Nie byliśmy jedynymi obserwatorami tej dziwnej pielgrzymki. Zło czające się w ciemnościach wyciągnęło po nas swoją rękę. Najpierw zabrało jednego ze strzelców Higginsa. Potem znaleźliśmy rozszarpane ciało samego porucznika. Śmierć przyszła po nich w nocy. Bezszelestna i nieunikniona wysłanniczka zaświatów. Nasi tragarze uciekli już po pierwszym ataku. Kiedy zostaliśmy z Summim sami poleciłem mu by czym prędzej udał się do enklawy razem z tym listem i moimi pamiętnikami. Och, jaki byłem głupi wyrządzając ci taką krzywdę. Gdybym wiedział co mnie czeka, nigdy bym się nie odważył na tą wyprawę. Gdyby nie ten manuskrypt, nie byłoby mnie tutaj. Gdyby nie ten przeklęty skrawek papieru nie musiałbym się teraz z tobą żegnać, na wieki. Mam do ciebie ostatnia prośbę, zaopiekuj się Summim. Niech Awatarowie mają cie w swojej opiece.

Kocham, Harold.

Niestety nigdy nie udało się ustalić o jaki manuskrypt chodzi. Nie było go w dokumentach ocalonych przez Summiego. Prawdopodobnie Lord miał go przy sobie w chwili swej śmierci.

Mimo, że Ankharia kojarzy się ze Słońcem to posiada także swe drugie, mroczne oblicze. Jak powiadają legendy, daleko na zachód rozciąga się olbrzymia dolina, zwana przez tubylców Doliną Cieni. Ponoć nigdy nie gości w niej błogosławione Słońce. Jest to dom najgorszych łotrów i plugawych stworów. Podobno to wypaczona wersja Miasta Słońca, niczym odbicie w krzywym zwierciadle. Rządzą tam strach, szaleństwo i zagłada. Mroczni kapłani składają krwawą ofiarę swym nienasyconym zwierzogłowym bóstwom. Jednak ich zła moc ma siłę tylko w nocy gdy Księżyc świeci w pełni. Możliwe, że to tylko bajka opowiadana przez pokolenia dzieciom ku przestrodze przed nieznajomymi i niebezpieczeństwami czającymi się w ciemnościach.

Nie mniej fantastyczne są opowieści o Mieście Słońca, leżącym gdzieś w głębi Morza Piasków. Ponoć to stolica wielkiego królestwa władanego przez wspaniałego władcę i boga w jednej osobie – Syna Słońca. Służą mu kapłani, którzy oddajać cześć Słońcu w świątyniach rozmieszczonych na obrzeżach królestwa w ten sposób chronią je przed mrokiem.

21 grudnia 2009

Opowieści Ankharyjskie vol. 4

Kochana Tess.

Wydarzyło się tak wiele, że nawet nie wiem od czego zacząć. Summi okazał się bardzo dobrym przewodnikiem. Mimo, że część ekipy skarży się na znikające co rusz przedmioty, nie raz udowodnił swoja wartość. Dzisiaj doprowadził nas do dziwnego obozowiska rozbitego wokół oazy. Z początku zdawało się nam, że to obozowisko koczowników. Jednak po dłuższej obserwacji z ukrycia zauważyłem dziwne, niespotykane odzienie ludzi z obozowiska. Część z nich dzierżyła wysmukłe włócznie. Inni byli łysi i ślepi. Wyglądało to jak swego rodzaju pielgrzymka, która zatrzymała się przy oazie na odpoczynek. Summi powiedział nam, że ci dziwni ludzie cyklicznie wędrują przez te tereny, lecz nie zna celi ich wędrówek. Nie posiadali wierzchowców, więc nie przybywali z daleka. Kiedy pielgrzymi ruszyli w dalszą drogę, ja, Summi i porucznik Higgins podążyliśmy ich tropem, karząc reszcie poczekać na nas w nowo rozbitym obozowisku. Kiedy mieliśmy już zawrócić naszym oczom ukazała się niezwykła budowla, wznosząca się majestatycznie nad wydmami. Wyglądała jak graniasty kopiec z pionową przerwą biegnącą wzdłuż czterech ścian dzieląc budowle na równe części. Ludzie z włóczniami kręcili się po obozie rozbitym u podnóża wielkiej budowli. Łysi ślepcy skierowali swe kroki ku szczelinom w budowli. Obserwowaliśmy ich aż po sam zmierzch czując, że coś wisi w powietrzu. Nie myliliśmy się. Tuż po zachodzie słońca wszyscy nieznajomi skryli się wewnątrz budowli, która po chwili wybuchła kolumną światła prosto w niebo, Cztery mniejsze świetliste snopy wychodzące horyzontalnie z bocznych szczelin zdawały się wędrować w pustkę zapadającej nocy. Jednak nie dalej jak po trzech uderzeniach naszych serc na horyzoncie rozbłysły podobne snopy światła. Naliczyliśmy ich 14, ale coś mi mówiło, że może być ich znacznie więcej. Po powrocie do obozu nad oazą nie mogę się doczekać jutrzejszej wyprawy śladami tych snopów światła. Nasza ekspedycja nagle przybrała niespodziewany obrót. Liczyliśmy na jakieś ruiny i skrywających się w nich koczowników, ale to przerosło nasze najśmielsze oczekiwania.

Pozdrawiam, Harold.

Ankharyjskie Świątynie Słońca, to jeden z najbardziej zagadkowych przejawów egzotycznej kultury Głębokiej Ankharii. Do tej pory słabo zbadane, jako że Ankharyjskie wojsko stawia zadziwiający opór nawet najlepszym strzelcom Cesarstwa. Wiadomo, że odkryte przez Blackbarrow’a świątynie tworzą swoistą sieć w której centrum znajduje się najprawdopodobniej Miasto Słońca - legendarna stolica ich królestwa. Świątynie, oprócz funkcji miejscowego ośrodka kultu, pełnią funkcje obronne chroniąc tym samym Ankharyjczyków przed najazdami. Prawdopodobnie snopy światła, zaobserwowane przez Blackbarrow’a, są jakąś formą komunikacji miedzy świątyniami. Niewielka załoga świątyni-fortecy pozwala na obsługę zwierciadeł i Słonecznego Serca umieszczonego w centrum piramidy. Uważa się, że ślepota i wyłysienie to typowy efekt ciągłej styczności ze Szkłem Słonecznym tworzącym Serce.

20 grudnia 2009

Opowieści Ankharyjskie vol. 3

Najsłodsza Tess.

Nadal wyczekuję kuriera z listem od ciebie. Mija już drugi miesiąc od naszej nagłej rozłąki a ty nic nie piszesz. Wiem, możesz się jeszcze gniewać za to w jaki sposób się rozstaliśmy. Możliwe też, że poczta cesarska na tych dzikich ziemiach nie kursuje tak regularnie jak się tego spodziewałem. Mam Ci jednak do zakomunikowania dość radosną wieść. Spotkałem młodego chłopca w enklawie. Ma na imię Summi. Ponoć to w jego języku Promienisty. Jak patrzę na tego małego urwisa przypomina mi się Franklin. Gdybyś mogła tylko go zobaczyć. Zupełnie nie pasuje do zgrai na pół zdziczałych tubylców, co noc próbujących się zbliżyć do enklawy. Jest nad wyraz bystry jak na swój wiek. Gdyby miał odpowiednie warunki, mógłby wyrosnąć na całkiem normalnego młodzieńca. Wygląda na to, że nie jesteśmy pierwszymi ludźmi z kontynentu, których spotyka na swojej drodze. Najzabawniejsza jest jednak historia naszego poznania. Wyobraź sobie, że którejś nocy w jednym z namiotów, rozbitych na obrzeżach enklawy, słyszymy dziwny szelest. Myśląc, że to najpewniej tubylcy, obudziliśmy połowę naszych ludzi. Kiedy cicho podkradliśmy się do namiotu by zaskoczyć napastników naszym oczom ukazał się młody, wychudły chłopiec ściskający połowę wyposażenia namiotu pod pachami i bułkę w zębach. Kazałem ludziom opuścić broń by go nie wystraszyć. Mimo mojego łamanego ankharyjskiego udało mi się go uspokoić. Dowiedziałem się też, że jest sierotą szukającym żywności. Worki wypchane sprzętem podróżnym, które starał się ukryć za plecami, mówiły jednak coś innego. Za kilka racji żywnościowych i bukłak wody zgodził się oddać nasz sprzęt. Kiedy najadł się i napił do syta złożyłem mu propozycję, by został naszym przewodnikiem. Szczerze powiedziawszy nie radziliśmy sobie zbyt dobrze pośród wydm. Zgodził się, zapewnie węsząc więcej łupów za łatwą robotę. Nie znał jednak celu naszej podróży. Ja też go jeszcze nie znałem. Puki co. Pozdrów wszystkich ode mnie.

Oddany Harold.

Enklawa Hadrum, to jedyne miejsce na południowym brzegu Morza Słońca, do którego mają wstęp nieczyści, czyli my. Enklawa to nic innego jak portowa osada złożona z kilkudziesięciu setek domów z piaskowca. Prawdopodobnie założona przez wygnanych za różne przewinienia Ankharyjczyków. Regularnie najeżdżana przez tubylcze bandy wierne staremu porządkowi.Osada była pełna przybyszów szukających łatwego zarobku lub nowych wrażeń. Dopiero odkrycia Lorda Blackbarrow skłoniły Cesarza Aleksandra do założenia stałego garnizonu sił cesarskich na tym kontynencie.

Summan Khemri, zdrobniale Summi. Był prawdopodobnie jedyną osobą znającą prawdziwe losy Lorda Harolda Blackbarrow. To dzięki niemu dzienniki Lorda przetrwały da potomnych. Był wtedy jedną z wielu sierot błąkających się między pustynią a enklawą. Nic nie wiadomo o jego bliskich. Prawdopodobnie jego rodzice byli uciekinierami, z któregoś z ankharyjskich miast. Nazwisko Summana nasuwa hipotezę o jego pochodzeniu z tak zwanej Czarnej Ziemi (ankh. Khemre), miejscu utożsamianym z Doliną Cieni.

19 grudnia 2009

Opowieści Ankharyjskie vol. 2

Najdroższa Tess.

Czuję się w obowiązku znów Cię przeprosić za niedopełnienie obietnicy. Od ostatniego listu minął prawie miesiąc. Swoją drogą dziwi mnie fakt, że jeszcze nie otrzymałem od Ciebie najdroższa odpowiedzi? Mniejsza jednak o to. Jak czytasz nic mi nie jest i mogę kontynuować moją podróż w głąb lądu. Nie pisałem wcześniej by cię nie martwić. Podróż do Hadrum nie przebiegła zgodnie z planem. Tubylcy znów dali upust swojej niechęci do przybyszów i podpalili jedyny port w enklawie. Przez wiele dni nie było bezpiecznie cumować do brzegów. Przedłużający się pobyt na wodzie zaowocował jedną z tych egzotycznych przypadłości. Nie byłem w stanie utrzymać pióra, z ledwością pisząc dzienniki podróży. Nie wiedząc jak choroba przebiegnie wolałem nie martwić Cię moim stanem zdrowia. Teraz jest już wszystko w porządku. Jutro wyruszam z resztą ekspedycji wprost w paszczę lwa. Żartowałem najdroższa, na tych piaskach nie ma żadnych lwów. Możemy spodziewać się co najwyżej jakiś grupek dysydentów. Jesteśmy na to dobrze przygotowani. Wyrusza z nami kilku doborowych strzelców przydzielonych nam przez Lorda Protektora Oxhump. Już nie mogę doczekać się pierwszego kontaktu z tą jakże obcą kulturą. Być może znajdę coś co pozwoli odczytać tablice z Ołtarza Przodków. A jak tam ma się Franklin? Nadal chce zostać wielkim naukowcem? Zazdroszczę mu tego dziecięcego optymizmu. Pozdrawiam wszystkich.

Twój na zawsze Harold.

Ołtarz Przodków, o którym mowa w powyższym liście znajduje się w Świętym Mieście, w górach Merkatorii. Obecnie wiadomo, między innymi dzięki Lordowi Blackbarrow, o drugim Ołtarzu znajdującym się na głębokim południu, pośród Morza Piasków. Dokładna lokalizacja nie jest znana, gdyż nie udało się sporządzić mapy tamtych terenów. Sądzi się, że podobnie jak nasz Ołtarz, jest ośrodkiem kultu. Strzeżonym ponoć tak pilnie, że to jedynie pogłoski. Dopiero listy Lorda Blackbarrow rzucają trochę światła na tę tajemnicę. Ze względu na ciągłą aktywność sił dysydentów na wybrzeżu sądzi się, że Ołtarz ankharyjski, w przeciwieństwie do naszego, jest nadal czynny. Dalsze wyprawy powinny potwierdzić lub zaprzeczyć tej tezie.

Według legendy, profeta Michał odnalazł Ołtarz Przodków podczas swoich podróży po zachodnich rubieżach Cesarstwa. Ongiś tereny dzikie, dziś stały się sercem mocarstwa Gladi. Ponoć Michał, przekraczając bramy zrujnowanego Domu Przodków miał rzec: „Tu jest dom mych ojców i kres mej podróży”. I tak się też stało, profeta niedługo po odkryciu zmarł. Jednak jego szczątków nigdy nie odnaleziono. Na cześć tego wielkiego człowieka, miastu, powstałemu u podnóża Ołtarza, nadano nazwę Mykelia [od glad. Michaelia]. To z niego pochodziła pierwsza sekta czcząca profetę Michała i wynosząca go do rangi Awatara. Dzisiaj Michaelici, jak się nazwali, są symbolem bezgranicznej wiary w słowa Awatarów. To oni zorganizowali przewodniczyli pierwszej wyprawie mieczowej. Z tego też powodu sekta nie przetrwała do dzisiaj.

18 grudnia 2009

Opowieści Ankharyjskie vol. 1

Droga Tess.

Wybacz, że wyjechałem w pośpiechu tak bez pożegnania. Nie było czasu a następny statek na Słoneczny Ląd mógł opóźnić się o kolejne miesiące. Wiesz jak zdradliwe są wody Morza Słońca, szczególnie o tej porze roku. Do tego tubylcy mieszkający na wybrzeżu nie darzą przybyszów z kontynentu zbytnim szacunkiem. Wiem, że się pewnie o mnie martwiłaś, szczególnie po tym, co się stało z ostatnią wyprawą. Nie mam teraz czasu streszczać wszystkiego. Wiedz, że niedługo się odezwę gdy tylko dobijemy do portu w Hadrum. Pozdrów ode mnie swoich bliskich a w szczególności małego Franklina. Tych kilka miesięcy minie zanim się obejrzysz. Jak chcesz to przywiozę Ci jeden z tych niezwykłych kryształów. Będzie w sam raz na pierścień zaręczynowy.

Z wyrazami miłości, twój Harold.

Lord Harold Blackbarrow – założyciel znamienitej Loży Odkrywców. Fundator Uniwersytetu Oxhumpskiego. Zasłynął ze swojej ciekawości i niezaspokojonego głodu wiedzy. Prezentowany powyżej fragment to jeden z jego listów pisanych do Theresy Oakdale. Listy przekazane nam przez spadkobierców rodziny Blackbarrow, zostały odnalezione w Dolinie Cieni (ankh. Khemri). Nigdy nie zostały wysłane.

Uwaga: wszystkie nazwy własne pochodzą z języka nowoankharyjskiego. Niestety nadal nie udało się odcyfrować zapisów z epoki Starego Królestwa. Staroankharyjski wydaje się być mieszanką mowy tubylców z głębokiego południa z nieznaną fonetyką jakiejś kultury preprofetycznej.

17 grudnia 2009

Rewizor Graniczny

Przy okazji wypełniania przykładowej karty uzmysłowiłem sobie, że dobrze byłoby opisać czym zajmuje się mój przykładowy bohater. W ten sposób stałby się pretekstem do kolejnej odsłony świata Tekronicum.

Tak więc jak, już wiecie Gerhard Krantz jest Rewizorem Granicznym. Pewnie większość się domyśliła, że ma coś wspólnego z celnikiem. Ale od początku. Za czasów królestw szlachta otrzymywała ziemie od monarchy. To na nich spoczywał obowiązek pilnowania granic. Łatwo sie domyśleć, że władca takiego królestwa musiał żyć w bardzo dobrych stosunkach ze swoimi pogranicznikami, co nie było łatwe. Granice królestw często zmieniały swych panów. Dlatego w wielu z nich wprowadzono tytuł Rycerza Dróg. Zostawali nimi najbiedniejsi z wysoko urodzonych, nie posiadający własnych ziem. W zamian za opiekę nad drogami zyskiwali w dzierżawę kilka okolicznych wiosek i oczywiście wdzięczność władcy okolicznych ziem. Ważne jednak, że drogi były bezpieczne. Ale czemu pisze o drogach a nie o granicach? Gdyż od jakiś wymyślonych granic istotniejsze były szlaki, którymi podróżowali kupcy. Drogi były arteriami królestw. To przez nie transportowano cenne surowce a złoto płynęło niczym krew w żyłach.

Kiedy jednak minęła epoka królów Rycerze Dróg stali się zwykłymi strażnikami, bez tytułu i prawa do wiosek. Tam gdzie monarchia całkowicie upadła nagle drogi stały się najczulszym punktem. Niekontrolowany handel był często większym zagrożeniem dla nowopowstałych ustrojów niż wrogi najeźdźca. Szybko bogacące się miasta szybko sięgały po autonomię. By temu zapobiec powstała instytucja Rewizorów Granicznych. To wysocy urzędnicy państwowi, których celem jest nadzorowanie granic. Doglądanie transportowanych dóbr i oczywiście pobieranie opłat. Rewizorzy stali się więc czymś pomiędzy celnikami a mytnikami – najgorszą zmorą podróżnych. Dzięki prawu do samowolnej rewizji dóbr przejezdnych a także osiadłych pograniczników, Rewizorzy Graniczni szybko stali się bardzo bogatą i poważaną grupą urzędników. Oczywiście pozostawał problem korupcji. Jednak mądrzy rewizorzy wiedzieli jak zachować umiar. Dla państwa liczyło się tylko złoto płynące z granic. Dzięki temu granice stały się szczelniejsze od tych zabezpieczonych murami i obsadzonych garnizonami. Nic dziwnego, że podróżni zaczęli nazywać ich Inkwizycją Graniczną.

Na co może liczyć przeciętny Rewizor Graniczny? Po pierwsze na wielki szacunek władz. Zwykli ludzie lękają się, zawsze otoczonego służbową gwardią, rewizora. Dzięki państwowej odznace rewizor ma prawo przeprowadzić rewizję dóbr każdego podejrzanego o ukrywanie kontrabandy. Ma też prawo do rekwizycji dóbr zakazanych. Musi raportować o każdym takim incydencie zwierzchnikom, ale zawsze udaje się uszczknąć coś dla siebie. Ma też obowiązek wykrywać i ścigać każdy przejaw zagrożenia dla państwa (szpiegostwo, wrogie działania, próby wolnego handlu). W takim wypadku prawo rewizji działa również poza granicami jego jurysdykcji.

Co istotne rewizor nie musi siedzieć na granicy cały czas. Od tego ma pomocników i gwardzistów, którzy odpowiadają bezpośrednio przed nim. Często musi wykonywać obowiązki poza miejscem swojej pracy. Wszystko jednak zależy od zajmowanego szczebla. Pomocnik Rewizora Granicznego nie ma zbyt wielu przywilejów. Jest zobowiązany do wypełniania obowiązków, które zleci mu jego naczelnik. Zwykły rewizor ma prawo do eskorty ale tylko w ramach wykonywanych obowiązków. Ma jednak wpływ na pomocników i może nosić odznakę. Wielcy Rewizorzy mają stałą eskortę i prawo arbitrażu, stanowiąc tym samym władzę sądowniczą na pograniczu. Oczywiście pogranicza morskie mają swoich własnych rewizorów zwanych morskimi. Mimo, że nie mają tak wielkich praw do poruszania się wewnątrz państwa, mogą używać do wypełniania swych obowiązków dowolnego wodnego środka transportu, który mogą tymczasowo zarekwirować. Kontrola granic morskich wymaga także większej uwagi, gdyż trudno tu o wyraźne szlaki.

Uff, skończone. Jak raz zacznę to nie mogę skończyć. Tekst przeszedł redakcję (czytaj, cięcie nie korektę). Mile widziane uwagi, pytania, topienie, linkowanie.

16 grudnia 2009

Testy, testy, testy

Przyszedł czas na testy systemu. Na razie w wersji alfa czyli wewnętrzne, często jednoosobowe i wyłącznie z pamięci. No ale pierwsze koty za płoty. Może za parę lat coś z tego będzie. Na razie bawię sie wizualizacjami i wypełniłem testową kartę przykładowymi danymi. Efekty tych zabaw możecie zobaczyć poniżej.

Nie sugerujcie się danymi zawartymi na karcie. Często wyrwane z kontekstu są tylko prezentacją potencjalnych możliwości systemu. Ostatnio pisałem o Zaświatach w Tekronicum stąd pomysł na postać z nimi związaną. Niestety nie jestem najlepszy w wymyślaniu postaci. Jeżeli ktoś potrafiłby stworzyć lepszą postać proszę o kontakt. Oczywiście nie martwcie sie mechaniką. Mile widziane pytania.

14 grudnia 2009

Tekroniczne Zaświaty

Dzisiaj postanowiłem uraczyć Was kolejnym fragmentem opisu świata Tekronicum. Tym razem na tyle dużym, że być może go zauważycie.

Pewnie niektórzy z Was wiedzą, że podstawą wielu systemów religijnych są różnorodne wierzenia i ceremonie związane ze zmarłymi. W kulturze chrześcijańskiej istnieje mit o Raju, do którego trafiają dusze naszych zmarłych. W popkulturze utrwalił się też motyw Piekieł jako miejsca zsyłki dusz potępionych. Niejeden film, książka czy piosenka mówiła o duchach powracających z zaświatów. Z jednej strony nie chcemy rozstawać sie ze ukochanymi zmarłymi lecz z drugiej lękamy się ich gniewu. Przypisujemy im ponadludzkie atrybuty, w tym wszechwiedzę. Dlatego opracowaliśmy wiele wymyślnych ceremonii, mających zapewnić spokój ich, a przede wszystkim naszym, duszom. Nie zdajemy sobie z tego sprawy ale większość rytuałów znanych religii odnosi się do zmarłych. Owszem, są ceremonie zaślubin, czy przyjęcia na świat nowego życia, lecz najczęściej mają one w sobie element odpędzania złych duchów. Nawet chrzest, najważniejsza ceremonia dla każdego chrześcijanina, to nic innego jak rytualna forma zabezpieczenia nowego wiernego przed zakusami złych duchów. Często wręcz oddajemy cześć zmarłym by opiekowali się nami, wybaczyli nasze błędy lub tylko nie wchodzili nam w drogę.

Na potrzeby wstępu dokonałem jednak pewnego uogólnienia, które teraz chciałem rozwinąć. Mianowicie pod pojęciem duch umieściłem tylko nieśmiertelne dusze zmarłych. Ominąłem tym samym cały ten galimatias związany ze sprawami anielsko-diabelskimi oraz dziećmi Matki Natury.

Tak więc, o czym to ja? Ach tak, o zaświatach w Tekronicum. No, cóż… Najkrócej powiedzieć, że są dziwaczne. Trafiają do nich tylko wybrańcy po długim i żmudnym rytuale przejścia, który odprawia się w ostatniej godzinie życia. Ale nawet wtedy nie ma gwarancji, że ich dusza trafi do upragnionych Zaświatów. Tym samym Zaświaty w Tekronicum to luksus. Każdy jednak chce się w nich znaleźć, gdyż dzięki temu dusza staje się nieśmiertelna (tak, domyślnie nie jest). Jednak nieśmiertelność to tylko efekt uboczny procesu przejścia, że się tak wyrażę. Główną korzyścią jest możliwość nawiedzania żyjących i nauczania ich. Właśnie, cechą wspólną praktycznie wszystkich duchów jest ich mentorski charakter. Prawdopodobnie zależy to od tego kim byli zmarli za życia. Najczęściej to wybitne jednostki, które całym swoim życiem udowadniali swoją wartość dla Zaświatów. Dla żyjących jest więc wyrazem największego uznania posiadanie osobistego duchowego opiekuna. Dziwnym trafem najwięcej duchów nawiedza możnych i oddanych wierze. Co prawda istnieją duchy, które za życia niczym się nie wsławiły lub wręcz były nikczemne. Po śmierci ich usposobienie często sie nie zmieniało. Legendy są pełne złych duchów, którymi matki straszą niegrzeczne dzieci. Lecz to tylko legendy. Jeszcze mniej prawdopodobne są wzmianki o pojedynczych przypadkach pojawiania się duchowych opiekunów wśród biedoty a nawet niewiernych, czy wręcz bluźnierców. Ponieważ nie udokumentowano istnienia “złych duchów” nikt nie jest w stanie potwierdzić lub zaprzeczyć tym plotkom i bajanom. Wszystkie “dobre duchy” (takie, które pozytywnie ukończyły ceremonię przejścia),  są starannie rejestrowane w Księdze Przejść (Codex Medius).

Jak wyglądają relacje żywych ze zmarłymi? Poza wspomnianym rytuałem przejścia i późniejszego pochówku (jeżeli przejście się nie udało trzeba było zadbać by zmarły nie powrócił, mszcząc się za porażkę swych starań), istnieje wiele sposobów “komunikacji” ze zmarłymi. Oczywiście monopol na kontakty z zaświatami mają kapłani, jednak w obecnych czasach spirytyzm stał się niemal modą. Co rusz ktoś oferuje swoje usługi jako pośrednik (Medium). Większość to szarlatani żerujący na naiwności bliskich zmarłego. Choć ostatnimi czasy odnotowuje się spadek zarejestrowanych przejść dusz liczba nowych duchów jakby rosła.

By Was kompletnie nie zanudzić powiem jeszcze o pewnej ciekawostce. Mimo, że większość ludzi stara się podążać droga “dobrego żywota” w nadziei dostąpienia łaski Przejścia, to istnieje jeszcze coś. Stare legendy powiadają  jakoby w dawnych czasach, kiedy Ołtarz świecił jasnym blaskiem, ludzie doznawali Wstąpienia (Interpositum). Dosłownie, żywy człowiek wstępował w Zaświaty. Uznawano to za wyraz najwyższej łaski. Co się jednak ze Wstąpionymi działo niewiadomo. Żaden nie powrócił. Sądzi się, że była to pierwotna forma rytuału Przejścia. Pewnym potwierdzeniem zdaje się oficjalny pogląd, jakoby tylko dusza bez ciała była w stanie powrócić, by nawiedzać żywych.

Tak przedstawia się warstewka spirytystyczna świata Tekronicum. Jest to tylko ułamek wiedzy o zaświatach. Możliwe, że pojawią się kolejne wpisy lepiej obrazujące to szerokie zagadnienie.

27 października 2009

Kartmistrz przedstawia - Wolsung

Nastał czas by odsłonić wszystkie karty. Dokładnie jest ich 12, a przeliczając na strony to aż 22. Stworzyłem 22 strony kart do Wolsunga. Przerażające, ale dosyć tej numerologii.

Wczoraj wieczorem skończyłem to monumentalne dzieło. Do waszej dyspozycji oddaje aż 12 kart. Dwie wersje kolorystyczne (czarno-biała i kolorowa). Oddzielna karta (dwustronna) dla każdego z archetypów, plus uniwersalna i kompaktowa (jednostronna). Na kartach dla każdego z archetypów zostały wypisane dla ułatwienia kolory.

Dwustronne karty znajdują się na oficjalnej stronie gry – Wolsung.pl. Tu zamieszczam alternatywne łącza do mojego Chomika, tak na wszelki wypadek.

Karta kompaktowa, kolorowa (jednostronna).

Karta kompaktowa, czarno-biała (jednostronna).

Karta uniwersalna, kolorowa (dwustronna).

Karta uniwersalna, czarno-biała (dwustronna).

Karta eksploratora, kolorowa (dwustronna).

Karta eksploratora, czarno-biała (dwustronna).

Karta ryzykanta, kolorowa (dwustronna).

Karta ryzykanta, czarno-biała (dwustronna).

Karta salonowca, kolorowa (dwustronna).

Karta salonowca, czarno-biała (dwustronna).

Karta śledczego, kolorowa (dwustronna).

Karta śledczego, czarno-biała (dwustronna).

Za radą niejakiego silidana polecam wydrukować kartę czarno-białą w sepii na jakimś grubszym papierze.

06 października 2009

Rzut okiem - Pozycja 67: Wolsung

Po cyklu pod tytułem “Kartmistrz przedstawia…” przyszedł czas na kolejny. Zatytułowałem go “Rzut okiem…”. Ponieważ nie potrafię jeszcze pisać recenzji, a nieraz mam wielka ochotę, ograniczę się do pierwszego, często mylnego, wrażenia. Tym samym ostrzegam czytelników przed braniem mych słów sobie do serca. Będą to wpisy dające upust mojej ignorancji, próżności i malkontenctwa, które po czasie mam zamiar zrewidować. Nie mniej uważam, że pierwsze wrażenie się liczy, gdyż często bywa ostatnim. Pisać będę z punktu widzenia byłego prowadzącego i obecnego kolekcjonera.

Rozpocznę od ostatniego mojego nabytku, czyli od jakże oczekiwanego Wolsunga. Uprzedzę jeszcze raz, jestem przed lekturą a po pobieżnym przejrzeniu podręcznika otrzymanego raptem kilka godzin temu w pracy. Więc jakie jest moje pierwsze wrażenie? Podręcznik jest wart swojej promocyjnej ceny (przypomnę, niespełna 50 PLN). Z jednej strony to dobrze, że tak wielki podręcznik (480 stron formatu B5) kosztuje tylko tyle, z drugiej widać tą cenę w jakości. Zaboli to wszystkich wolsungomaniaków oraz osoby pracujące przy projekcie, ale użyty papier jest kiepski. Gruby, szorstki, dobrze znany z tanich wydawnictw kioskowych powieści. Mógłby to być plus tego wydania, gdyż można pokusić się o stwierdzenie, że taki papier jest bardziej “klimatyczny”, gdyby nie jeden mankament. Ilustracje są mniej wyraźne. Duża ziarnistość papieru nie sprzyja wysokiej rozdzielczości ilustracji. Dobrze wyszły te z większym kontrastem lub wręcz czarno białe. W ogóle wszystkie ilustracje to wielki melanż stylów i klimatów. Od “Trzech muszkieterów” po “Władców Móch”. Kolejną bolączką są mapy. Te na wewnętrznych okładkach a także pod koniec podręcznika to porażka. Tu nie zawinił tylko papier ale i rozmiar. Mapa Wanadii z takiej jaką pamiętam została skompresowana do zupełnie nieczytelnego konturu. Każdy kto chce mieć przyzwoitą mapę powinien zaopatrzyć się w planszówkę Wolsung. Ja niestety zakupiłem zestaw MG.

Właśnie, “Zestaw MG”. Co otrzymujemy za nieco wyższą cenę? Talię zwykłych acz kolorowych kart oraz 48 kartonowych żetonów, które muszą być niezwykle ważne jeżeli stały się towarem luksusowym dostępnym tylko dla wybranych. Niestety tak jak nie jest to coś luksusowego tak i nie jest to niezbędne. Wszystko to wydaje się tylko chwytem marketingowym. To samo z kośćmi. Warsztat QW wypuszczał lub zamierza wypuścić o wiele ładniejsze wzory kości. Podobnie jak kości do Klanarchii są one tylko dla zagorzałych fanów. Osobiście polecam poczekać na zestaw steampunkowych kości z QW. Jeżeli figurki też mają podobne zadanie to nie będą lepsze od tych znanych choćby z GASLIGHT.

Co dobrego można powiedzieć po pierwszym spojrzeniu? Okładka jest gruba i solidna. Marginesy wewnętrzne, wbrew obawom, są spore dzięki czemu tekst nie tonie w zakamarkach księgi. Na koniec jednak zostawiłem sobie cukiereczek – kartę postaci. Ona jest IDENTYCZNA z tą prezentowaną na stronie gry. Dobajerzenie polegało, tak jak przewidziałem, na dodaniu krzywej ramki od czapy. Znaczki przy atrybutach jak straszyły tak straszą. Może dla większości to zbytek łaski. Dla mnie nie.

28 września 2009

PKW: Czym jest dla mnie steampunk?

Moim całym życiem, moją największa pasją i największym bólem.

Nie no, żartuję. Nie żyję steampunkiem. Żyję jeszcze dieselpunkiem, clockpunkiem, cyberpunkiem, biopunkiem, gotykpunkiem i wiekami średnimi. Chyba coś pominąłem.

No dobra bez żartów. Trudno mi napisać coś konkretnego o ulubionym paragatunku literatury, filmu i gier. Dla mnie prawie wszystko jest powiązane ze steampunkiem. Nawet mój ubiór i zachowanie. Nie wiem czemu ale uwielbiam staromodne kamizelki z wystającym łańcuszkiem od zegarka. Nie lubię za to meloników i cylindrów jako nakrycia głowy.

Większość kojarzy steampunk jednoznacznie z epoką wiktoriańską. Jednak Anglia XIX wieku to tylko niewielki choć istotny fragment całości. Wolę myśleć, że jednym z prekursorów steampunka był Leonardo da Vinci, mój autorytet. Jego myśli wybiegały daleko poza jego epokę. Do tej pory część z jego wynalazków jest zbyt rewolucyjna. To czysty przypadek a raczej tragiczne zrządzenie losu, że dopiero po trzech wiekach znaleźli się jego kontynuatorzy tacy jak podniebni bracia Wright, czy kinomaniacy Lumiere, elektryzujący Nicola Tesla, dzwoniący w głowie Graham Bell, napędzani parą Stephenson czy Watt oraz świecąca w ciemności Maria Skłodowaska-Curie.

Jednak to wszystko to bardzo romantyczny obraz wieku pary. Prawda była dość brutalna. Jak na ironię w steampunku jest więcej punku, czyli buntu, niż steamu czyli nowoczesnej techniki parowej. Wspaniałe wynalazki były często epizodem podczas wielkich przemian gospodarczych i społecznych starego kontynentu. Nie wiem ilu z Was sobie zdaje z tego sprawę, ale w wieku pary Polska nie istniała. Nie zastanawialiście się nigdy, że nie mamy własnych tradycji steampunkowych? Technika rozwijała się tylko pod zaborem pruskim i ewentualnie austryjackim ale  była obca. Tacy ludzie jak Łukasiewicz to tylko nikłe kaganki na arenie świata. Jedynym szerzej znanym dziełem, które poruszało tematy bliskie steampunkowi (technika i bunt), to Lalka Prusa. Ilu z Nas ją tak na prawdę przeczytało?

Dość jednak wątków narodowościowych. Steampunk wykraczał daleko poza stary kontynent. Amerykanie mieli swój Dziki Zachód. Na innych lądach trwała ciągła walka o wpływy w koloniach. Indie, Australia, Afryka, Chiny. To wszystko jeszcze “niezbadane” lądy, egzotyczne, pociągające jak nigdy dotąd. I tak dochodzimy do wątku, który w steampunku zajmuje miejsce co najmniej równe wynalazkom, mianowicie eksploracji. Czym byłyby powieści Juliusza Verne bez jego 20 000 mil podmorskiej żeglugi, podróży na Księżyc, dookoła świata, w czasie (H. G. Wells), czy do zaginionego świata (A. C. Doyle)?

Po wynalazkach i eksploracji przyszedł czas na zagłębienie się w zakamarki duszy. Ezoteryka to nowy temat goszczący na salonach. W wieku tak zdominowanym przez rozum duchowość wcale nie zanikła. Powstawało coraz więcej prądów filozoficznych. Ludzie zaczęli zadawać coraz więcej pytań. Jednak odpowiedzi nadal nie było. Europa zdominowana do tej pory przez jedną wielką religię zaczęła otwierać oczy i spoglądać wstecz, za siebie. Sięgano nawet po najbardziej przerażające aspekty ludzkiej duchowości. Narodziły się nowe mity. W ciemnych uliczkach, gdzie nie dochodziło światło latarń, czaiły się nowe potwory zrodzone z ludzkich strachów. Na nowo ożyły opowieści o duchach, wampirach i wilkołakach. Nawet sobie nie wyobrażamy jak dużo współczesna fantastyka zawdzięcza XIX wiekowi. Jednak dla współczesnych to co zwiemy dzisiaj steampunkiem było początkiem fantastyki naukowej – SF.

Więc czym dla mnie jest Steampunk? Wszystkim. Odkrywaniem świata i samego siebie. Obrazem przeszłości, przyszłości i teraźniejszości. Tacy byliśmy i tacy chcemy być. Steampunk to jedyny gatunek, który ma tak wiele wspólnego z naszą historią, który pozwala poczuć sie kimś wyjątkowym. To były epickie czasy, w których jednostka mogła więcej od całego narodu. Nie musiała być piękna czy bogata jak dzisiaj. Nie musiała być władcą dusz (królem, cesarzem, prezydentem), by jej słowo coś znaczyło.

Na zakończenie chciałem wyrazić mój wielki ból, że dwie moje największe pasje (RPG i steampunk) maja ze sobą tak mało wspólnego. Nadchodzi Wolsung, wyszła Victoriana 2, Trójca, Unhallowed Metropolis. W prehistorii echem odbija się Castle Falkenstein. Jednak nadal brakuje mi niefrywolnego “parobuntu”. Brak mi Arcanum i Paramythi Vakkerby.

11 września 2009

Miecz, kobiety, ścieżka i magia wieku pary

Trochę się nazbierało tematów ale po kolei.

Na pierwszy ogień idzie miecz. Pewien mój znajomy, zapalony militarysta gawędziarz, znalazł mi aukcję z ciekawym przedmiotem. Był to Hadhafang – miecz elfickiej księżniczki Arweny z Władcy Pierścieni, broń którą uważałem za idealny mariaż miecza Katana z szablą wschodnią o wygiętej rękojeści. Coś o czym śniłem lecz było poza moim zasięgiem. Powiem krótko, jutro wieszam go nad łóżkiem. To nie koniec całej historii ale ciąg dalszy nastąpi dopiero w opowieściach pewnego ekscentrycznego podróżnika po świecie Tekronicum. A oto sklep, w którym dokonałem owego zakupu. Polecam.

Kolejna sprawa to kobiety. W sumie to kontynuacja wątku miecza połączona z ogólną dygresją. A więc kobiety nie przestaną mnie zadziwiać. To, wbrew pozorom, bardzo dobrze. Ma to związek z pewnym stereotypem. Otóż moje koleżanki z pracy, kiedy tylko odebrałem dzisiaj przesyłkę z mieczem, od razu z zaciekawieniem zapytały: “czy to miecz?” Nadmienię, że nie odpakowywałem go by nie wzbudzać podejrzeń. Kobiecym zmysłom jednak nic nie umknie. Nazwa sklepu plus Internet wystarczyły bym parę minut później mozolnie rozpakowywał swój skarb, by go zaprezentować ciekawskim koleżankom. Ich zainteresowanie było tak wielkie, że aż wprawiło mnie w osłupienie. Dodam, że żadna z nich nie miała i nie ma do czynienia z RPG czy nawet literaturą fantastyczną. Ot najwyżej obejrzały kiedyś którąś część Władcę Pierścieni. To jednak wystarczyło. Lawina pytań i próba wybrnięcia z nich jako zwyczajny współpracownik. Ich mężczyźni to typowi faceci – piwo, samochody i sport. Widać jednak, że kobiety są bardziej ciekawe świata niż ich mężczyznom by się wydawało, co mnie bardzo cieszy.

Przyszła wreszcie pora na Ścieżkę Nimsarna. Dzisiaj nanoszę ostatnie poprawki i jutro przekazuję materiały autorowi. Czas odliczać dni do powtórnej premiery. Wreszcie wszyscy zainteresowani powinni nabyć swoje egzemplarze. Ponoć jacyś są. Przy okazji proszę o wsparcie mojego dobrego kolegi w spełnieniu jego marzenia. Przydała by sie porządna reklama, może parę recenzji. Wszystkich zainteresowanych kieruję na jego oficjalny blog, który znajduje się pod adresem: http://sciezkanimsarnaa.blogspot.com/

Na koniec zostawiłem, chyba najbardziej łakomy kąsek dla gawiedzi. Przedpremierową i znacznie poprawioną kartę postaci do Wolsunga. Wielu z Was nie może już się doczekać jego premiery. Niestety ochłapy które nam rzucono mnie nie zadowoliły. Szczególnie mając w pamięci wprost fenomenalny projekt tylnej okładki. Dlatego postanowiłem zrobić coś obrazoburczego i niebywałego – sprowokować twórców systemu by opuścili gardę. Manewr udał sie nadzwyczaj prosto skutkiem czego bardzo szybko udało mi się zdobyć ich uznanie. Szkoda, że dopiero na 3 dni przed drukiem. Nie mniej przed wami kontrowersyjny prototyp karty “do druku”.